Moskiewski turniej o Puchar Kremla był imprezą pocieszenia dla tenisistek zaraz poza czołową ósemką, która od wtorku będzie rywalizować w Masters w Stambule. Karolina Woźniacka (nr 11 WTA) zgłosiła się do imprezy w ostatniej chwili, zagrała dzięki dzikiej karcie. Nasza Dunka czuła, że forma odrobinę poszła w górę, więc dobrze byłoby odmienić fatalny obraz, jaki jej ostatnio towarzyszy. Przecież Karo rozpoczynała sezon jako liderka rankingu WTA, ba, lata 2010 i 2011 też kończyła przodując w klasyfikacji zawodowych tenisistek. A tu w październiku 2012 jedenasta! Ale plama.
Woźniacka w Hali Olimpijskiej już trochę przypominała dawną znakomitość. Grała wytrwale, imponowała wytrzymałością, wiele razy przypominała ścianę, od której odbijały się piłki. Od ćwierćfinału z Dominiką Cibulkovą, przez półfinał z Sofią Arvidsson, aż po finał z Samanthą Stosur, pierwszą rezerwową na Stambuł, musiała walczyć w trzysetówkach. Wytrzymała świetnie.
W Moskwie Karolina triumfowała po raz dwudziesty w karierze, wygrała drugi (poprzednio w Seulu kilka tygodni temu) turniej, lecz dużo ważniejszy. Z cyklu Premier. Ma jeszcze zagrać w Sofii w turnieju mistrzyń, czyli zwyciężczyń turniejów serii International (najniższa ranga, 220 tys. dol. w puli nagród). Ostatnie tygodnie na pewno Dunce dodały wiary w powrót do ścisłej czołówki.
Jej finałowa rywalka z Pucharu Kremla, Sam Stosur, to także przegrana tego sezonu. Piąta rakieta świata podczas Australian Open a nie wygrała żadnego turnieju w tym roku. Sensacyjna triumfatorka US Open 2011 w ostatnich 52 tygodniach wystąpiła raptem w dwóch finałach. Kończy sezon na dziewiątym miejscu klasyfikacji WTA. Wiele zawodniczek marzy o takiej pozycji w rankingu, ale Australijka chyba mierzyła wyżej.
Sylwester Sikora