W weekend do walki o Puchar Świata przystępują saneczkarze. Inauguracja 35. sezonu nastąpi na olimpijskim torze w austriackim Igls. Przed saneczkarzami dziewięć startów pucharowych oraz mistrzostwa świata, które zostaną rozegrane w kanadyjskim Whistler. Wszystkie starty ma w planie reprezentacja Polski.
Praktycznie rozpoczęcie sezonu saneczkarze mają już za sobą. Rozpoczęcie nietypowe. W roku przedolimpijskim Międzynarodowa Federacja Saneczkowa zapewniła wszystkim chętnym tygodniowy trening na nowopowstałym obiekcie w Soczi. Wszyscy chętnie skorzystali z takiej okazji, chociaż nie był to wyjazd tani. Igrzyska jednak rządzą się swoimi prawami. Kto chce za niespełna dwa lata myśleć o sukcesach, takiej okazji przepuścić nie może. Byli zatem prawie wszyscy najlepsi. Zabrakło reprezentacji Rosji, która w tym czasie przebywała w Siguldzie. Taka sytuacja nie dziwi. Rosjanie mają ten tor do dyspozycji o każdej porze dnia i nocy, więc po co trenować w tłoku.
Jakie będą efekty tych tygodniowych treningów przekonamy się z końcem lutego, kiedy na tym obiekcie rozegrane zostaną finałowe zawody Pucharu Świata. Nim jednak do tego dojdzie, saneczkarzy czekają starty we wspomnianym Igls, a następnie w Koenigssee w Niemczech. Początkowo w tym terminie zawody miały być rozegrane we włoskiej Cesanie, ale zostały odwołane, ponieważ olimpijski tor z igrzysk w Turynie ma zostać zburzony. Nowy właściciel terenu nie jest zainteresowany utrzymywaniem obiektu i zamiast toru ma być hotel. Trochę to smutne, ale cóż, siła pieniądza nie zna granic. Rozsądku też.
Po starcie w Koenigssee Puchar Świata odwiedzi inny z niemieckich torów – Altenberg, by pierwszą cześć sezonu zakończyć w Siguldzie. Po świętach saneczkarze tradycyjnie pojawią się ponownie w Koenigssee – to już zgodnie z planem, a następnie odwiedzą Oberhof, gdzie w ramach puchowych zawodów zostaną rozegrane mistrzostwa Europy. W końcu stycznia zmagania przeniosą się do Winterbergu, by stamtąd wykonać skok do Whistler i powalczyć o medale mistrzostw świata. W lutym kalendarz przewiduje starty w USA w Lake Placid oraz finałowe zmagania na torze położonym nieopodal Soczi.
Już pobieżny rzut oka na plan startów wskazuje, że najbardziej z kalendarza zadowoleni będą saneczkarze z Niemiec. Na dziewięć startów aż pięć rozegranych będzie na ich obiektach. Trudno zatem nie upatrywać reprezentantów tego kraju w gronie faworytów do końcowych zwycięstw. Zwłaszcza w konkurencji jedynek kobiet i rywalizacji sztafet. Nieco mniej pewni swego mogą być Niemcy w jedynkach mężczyzn, a już w dwójkach o Puchar Świata może być trudno. Nie można wykluczyć również i takiej sytuacji, że komplet pucharów padnie łupem niemieckich saneczkarek i saneczkarzy. Ich na to stać. Byłby to pierwszy taki przypadek od momentu, kiedy do zdobycia są cztery Puchary Świata. Wcześniej bywały takie sytuacje, że puchary w jedynkach kobiet i mężczyzn oraz w dwójkach padały łupem zawodników z jednego kraju. Było to już dawno temu, czy nawet bardzo dawno. Jako pierwsi uczynili to niemieccy saneczkarze z nieistniejącej już NRD (1984), a powtórzyli Włosi dwa lata później. Jak zatem będzie w sezonie 2012-2013?
Jedynki kobiet
W tej konkurencji w rywalizacji z Niemkami reszta świata stoi praktycznie na straconej pozycji. Po pierwsze, Niemki nie przegrały pucharowej rywalizacji od 1998 roku. Po drugie, Tatjana Huefner ma na swoim koncie już pięć kolejnych zwycięstw w końcowej klasyfikacji. Po trzecie, jej najgroźniejszą rywalką jest koleżanka z reprezentacji Natalie Geisenberger. A po czwarte, obok tego duetu Niemcy mają jeszcze dwie–trzy saneczkarki, które spokojnie mogą podjąć rywalizację ze światową koalicją. Jedynymi, które mogą próbować nawiązać walkę z Niemkami są Kanadyjka Alex Gough oraz Rosjanka Tatiana Iwanowa. Polka Ewa Kuls zadebiutował w Pucharze Świata przed rokiem kończąc zmagania na zupełnie dobrym 17. miejscu. Jeżeli poczyniła dalsze postępy, może nas czekać miła niespodzianka, chociaż nie jestem pewien czy stać ją już w tym sezonie, by poważnie myśleć o pierwszej dziesiątce.
Jedynki mężczyzn
Przed rokiem najlepszy był Niemiec Felix Loch zapewniając swojej reprezentacji sukces w tej konkurencji po 22 latach przerwy. Mistrz olimpijski z Vancouver w tym sezonie będzie chciał powtórzyć to osiągnięcie. Podobnie jak wśród kobiet, największej konkurencji spodziewać się może ze strony rodaków Andiego Langenhana i Davida Moellera. Niewykluczone jednak, że sporo do powiedzenia mogą mieć weterani saneczkowych torów: Rosjanin Albert Demczenko, a przede wszystkim Armin Zoeggeler. Włoch w dalszym ciągu nie zrezygnował z walki o 11. Puchar Świata i samodzielne prowadzenie w klasyfikacji wszechczasów. Na razie dzieli pozycję lidera z Austriakiem Markusem Prockiem. Maciej Kurowski poprzedni sezon miał raczej słaby – dopiero 21. miejsce. Chcąc jednak myśleć o powtórzeniu olimpijskiego startu powinien na stałe zadomowić się w czołowej piętnastce.
Dwójki
Tu, podobnie jak przed rokiem, powinno być najbardziej interesująco. Tytułu bronią dwukrotni mistrzowie olimpijscy Andreas i Wolfgang Lingerowie. Bracia po 30 latach przerwy zdobyli w końcu Puchar dla Austrii wyprzedzając zaledwie o 10 punktów niemiecką dwójkę Tobias Wendl – Tobias Arlt. Wszystko raczej wskazuje na to, że w nadchodzącym sezonie oba duety ponownie wystąpią w czołowych rolach. Jednak w tej konkurencji stawka jest mocno wyrównana i nie byłoby zbyt dużej niespodzianki, gdyby puchar przypadł którejś z innych osad. Nie bez szans powinni być Niemcy Toni Eggert i Sascha Benecken, Austriaccy Peter Penz – Georg Fischer oraz dwukrotni triumfatorzy tej konkurencji Włosi Christian Oberstolz i Patrick Gruber. Polacy praktycznie dysponują w tej chwili jedną dwójką Artur Petyniak – Adam Wanielista. Jednak ich dorobek pucharowy jest mizerny. Ubiegły sezon zakończyli na 21. miejscu mając jeden udany start. W podmoskiewskim Paramonowie zajęli 14. pozycję. W rozpoczynającym się sezonie każdą lokatę w czołowej piętnastce można będzie uznać za duże osiągnięcie.
Sztafety
Począwszy od igrzysk w Soczi będzie to konkurencja olimpijska i wszyscy traktują ją bardzo poważnie. Tak jak wśród kobiet, wygraną innej sztafety niż niemiecka należałoby uznać za sensację. Począwszy od 2004 roku, kiedy rozgrywana jest rywalizacja drużynowa, Niemcy przegrali tylko raz. W 2006 roku z Włochami. Dlatego przy tak wyrównanym i mocnym składzie trudno oczekiwać porażki sztafety niemieckiej. O drugą lokatę walczyć będą zapewne Włosi, Austriacy, Kanadyjczycy, saneczkarze USA, a zwłaszcza Rosjanie. Dla polskiej reprezentacji każde miejsce lepsze od ósmego powinniśmy brać z pocałowaniem ręki.
Grzegorz Pajda