Tabela PlusLigi wygląda sensacyjnie, zupełnie jakby drużyny pomyliły drogę do swoich pozycji, które zajmowały przez ostatnie lata.
Najwięcej zamieszania wprowadziła postawa Politechniki Warszawskiej. Stołeczni Inżynierowie zanotowali najlepszą w historii serię pięciu zwycięstw z rzędu i zajmują drugie miejsce w tabeli, ustępując tylko ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle, jedynej drużynie, której w tym sezonie ulegli. Dlaczego Politechnika potrafi sobie radzić tak dobrze, a inne drużyny z niskim budżetem przędą trochę gorzej?
Wygląda na to, że odpowiedzią jest DOŚWIADCZENIE.
Przeżywający trzecią młodość środkowy Marcin Nowak potrafi zdobyć 15 punktów, natomiast 34-letni atakujący Grzegorz Szymański zagrać z pięćdziesięcioprocentową skutecznością. Takimi wyczynami popisali się w meczu na siatkarskim „biegunie zimna”, czyli w olsztyńskiej Uranii, gdzie pokonali miejscowy Indykpol 3:0. Po spotkaniu w najzimniejszej hali w kraju trener gospodarzy Radosław Panas zaklął chyba pod nosem, bo trafił z deszczu pod rynnę. Pracując w Warszawie borykał się z problemami organizacyjnymi i finansowymi, kiedy zakotwiczył w Olsztynie przytrafił mu się kłopot przy konstruowaniu składu. Bułgarski przyjmujący Metodi Ananiew ponownie zerwał ścięgno Achillesa i nie zagra przez 5 miesięcy, m.in. dlatego przedsezonowe założenia z oparciem na nim gry spaliły na panewce, a drużyna zdobyła zaledwie 3 punkty. W dodatku w sobotę lepszy od mistrza Panasa okazał się czeladnik Jakub Bednaruk, który w poprzednim sezonie w stolicy jedynie asystował. Teraz popularny „Diabeł” już sam potrafi tak dorzucać do pieca, że bucha aż miło. Oprócz postawienia na sprawdzonych rutyniarzy, mówiących do trenera po imieniu, w stolicy potrzebny był jeszcze „młody gniewny”, czyli w dwóch słowach Fabian Drzyzga. Zdolnemu rozgrywającemu wyraźnie służy przeprowadzka do Warszawy i być może domowe obiady, na które nie mógł liczyć w Częstochowie. Jego gra wygląda teraz apetyczniej, a wrażenie artystyczne potwierdzają też statystyki i fakt, że w ręce Drzyzgi trafiły już dwie statuetki dla MVP meczów PlusLigi.
W szóstej kolejce miłą niespodziankę swoim kibicom sprawił też Wkręt-met Częstochowa. Ostatnia drużyna tabeli pokonała mistrza kraju. Skład osobowy AZS-u na przestrzeni lat ciągle się zmienia, ale ekipa spod Jasnej Góry wciąż dokonuje cudów. Czasem częstochowianie potrafią przegrać wydawałoby się wygrany mecz, innym razem ratują się z wielkich opresji. W Rzeszowie przegrywali 0:2 by odrodzić się i wygrać z Asseco Resovią 3:2. Kapitalny mecz rozegrał młody Grzegorz Bociek, zdobywca 35 punktów dla zwycięzców. To najbardziej perspektywiczny gracze w lidze, ma 207 centymetrów wzrostu, a skakać potrafi niemal jak słynny Matej Kazijski – prawie 3 metry i 70 centymetrów. Kibicom reprezentacji wypada więc już tylko trochę poczekać, aż 21-latek dojrzeje i z młodego Boćka przerodzi się w dojrzałego… Bociana Narodowego.
Tomasz Kowalczyk
Dziennikarz Radiowej Jedynki