Siódma kolejka Tauron Basket Ligi niektórym przyniosła szczęście, a innym pecha. Dla kibiców oznaczała jednak przede wszystkim niezwykle wyrównane końcówki spotkań pomiędzy drużynami, które uznaje się za faworytów rozgrywek. Stelmet Zielona Góra w niedzielę wygrał z AZS Koszalin, ale gracze trenera Mihailo Uvalina zdecydowanie należą do kategorii szczęśliwców. Jeszcze pod koniec trzeciej kwarty zielonogórzanie przegrywali piętnastoma punktami, co mogło być zaskoczeniem, ale już nie sensacją, ponieważ AZS ma w tym sezonie wyjątkowo silny skład. Kiedy wydawało się, że już nic nie może odmienić niekorzystnej sytuacji, „obudzili się” liderzy – Quinton Hosley oraz Walter Hodge, a swoje zrobił także Marcin Sroka.
Bohaterem był jednak przede wszystkim Portorykańczyk Hodge. Jeden z najlepszych rozgrywających Tauron Basket Ligi grał przez cały mecz przeciętnie, ale po raz kolejny pokazał, że w końcówkach jest niezastąpiony. To właśnie sześć punktów z rzędu tego zawodnika w ostatniej minucie zapewniło Stelmetowi zwycięstwo. Koszalinianie mieli swoje szanse na wygraną, ale nie byli w stanie ich wykorzystać. Dla Waltera Hodge’a to już trzeci sezon w Polsce, ale zdecydowanie najważniejszy, ponieważ presja wyniku w tym zespole jest teraz największa. AZS być może powinien ten mecz wygrać, ale w takich spotkaniach ważne są indywidualności – tych więcej jest w drużynie z Zielonej Góry. Fani zebrani w hali CRS obejrzeli więc dreszczowiec w hollywoodzkim stylu, czyli z happy endem.
W poniedziałek emocji rodem z filmów Alfreda Hitchcocka nie zabrakło w Słupsku. Ostatecznie zadowolona była drużyna Energi Czarnych Słupsk – w końcu nie wygrywa się codziennie z mistrzem Polski! Nie ma co ukrywać – każda porażka Asseco Prokomu Gdynia w TBL jest ciągle niespodzianką. Nawet dzisiaj, kiedy zespół trenera Kestutisa Kemzury ma niższy budżet, wygrana z gdynianami daje ich przeciwnikom ogromną satysfakcję. Słupszczanie kontrolowali przebieg meczu, ale końcówka była trochę podobna do spotkania Stelmetu z AZS. Tym razem w pościg ruszyli goście, ale nie zdołali zakończyć go powodzeniem. Zawiodły szczegóły (m.in. błąd pięciu sekund przy wybiciu piłki przez Aleksa Ackera), a gospodarze imponowali spokojem, skutecznie wykonując kluczowe rzuty wolne.
Czy ta porażka oznacza kryzys w drużynie Asseco Prokomu? Za wcześnie na takie wnioski. Tak naprawdę ten zespół jest ciągle w budowie i porażka z Energą Czarnymi nie przynosi im wstydu. Trzeba pamiętać, że słupszczanie po słabym początku sezonu są teraz w dobrej formie, a ta wygrana była już piątą z rzędu w ich wykonaniu. Gdynianie potrzebują jeszcze czasu i… ważnego zwycięstwa. Może już w czwartek w Eurolidze z Elan Chalon-sur-Saone?
Wojciech Kłos, PLK.pl