Tytuł trochę na przekór, bo o ileż łatwiej i przyjemniej jest wytykać potknięcia, słabsze starty czy niespełnione zapowiedzi. Ale ja mam szczery zamiar ściskać kciuki za naprawdę utalentowaną i ciekawą grupę zawodników, którą prowadzą Łukasz Kruczek i Robert Mateja.
Liderem naszego teamu skoczków jest, oczywiście, Kamil Stoch. To już nie „następca Adama”, który w przyszłości ma próbować nawiązać do sukcesów mistrza z Wisły, tylko zawodnik z nietuzinkowymi osiągnięciami na koncie. Jak ktoś wygrywa kilka konkursów w sezonie i plasuje się na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, to nie jest to jednorazowy błysk formy, tylko regularne występy w czołówce. Kamila wymieniają w gronie najmocniejszych rywali zawodnicy ze światowego topu i pora przyzwyczaić się do tego, że będzie zwyciężał lub stawał na podium przez cały sezon. A przynajmniej, tego można bez nadmiernego optymizmu oczekiwać od dojrzałego zawodnika, który wchodzi w optymalny dla sportowej kariery okres.
Stoch to lider, ale pozostali zawodnicy też nie muszą ograniczać się do pełnienia roli statystów. Niesamowity potencjał Piotra Żyły, kapitalne występy w letniej Grand Prix Macieja Kota czy Dawida Kubackiego… Wprawdzie te „wakacyjne” skoki to zupełnie inna bajka, niż rywalizacja zimą, ale jednak swoje w nogach trzeba mieć, by walczyć o wysokie pozycje. Do tego walczący o miejsce w drużynie na mistrzostwa świata młodzieńcy, czyli Olek Zniszczoł czy Bartek Kłusek… Naprawdę jest to ciekawy team, w dodatku pracujący w dobrych warunkach. Niechże to w końcu wypali!
Rzecz jasna, rywale raczej się nie będą występom Polaków przyglądać biernie. Interesująco wygląda sytuacja w kadrze norweskiej, gdzie po odejściu Kojonkoskiego wcale nie dzieje się najgorzej. Nowi szkoleniowcy wyznają dość prostą zasadę, że stawiają na najlepszych, więc w efekcie najbardziej uznani i utytułowani zawodnicy nie są pewni, czy w ogóle wystartują w zawodach Pucharu Świata, czy może czeka ich terminowanie w Pucharze Kontynentalnym. Obrońca trofeum Anders Bardal też na taryfę ulgową nie ma co liczyć.
A potencjalnych kandydatów do zdobycia Pucharu Świata i medali na mistrzostwach jest sporo. Poza wyżej wymienionymi (Stoch, przede wszystkim :)) to szarżujący wściekle Japończycy z Daiki Ito na czele, Niemcy, wśród których liderem będzie zapewne Richard Freitag, może Simon Ammann, no i cała grupa Austriaków. Przed rozpoczęciem ubiegłego sezonu wydawało się niemal pewne, że kryształowa kula przypadnie któremuś z nich, a stało się inaczej. Nie wątpię, że zechcą to sobie powetować. W konkursach drużynowych raczej nikt wielkich szans na nawiązanie walki z Austriakami nie ma; pytanie, czy w zmaganiach indywidualnych Morgenstern, Koch i Kofler będą do „ruszenia”. Przez zawodników, rzecz jasna; swoją rolę odegrać mogą bowiem także i sędziowie. Wprowadzony po zakończeniu ubiegłego sezonu przepis dotyczący kombinezonów bardzo restrykcyjnie egzekwowali sędziowie podczas letniej Grand Prix. To tam Gregor Schlierenzauer, miast walczyć o wygraną w konkursie, został po kwalifikacjach zdyskwalifikowany za zbyt luźny strój. Teraz kostium musi ściśle przylegać do ciała zawodników.
Skoro zaś już o Austriakach, to może i dwa słowa na temat Austriaczek. Czy pań w ogóle. Pewnie niektórym kibicom nie będzie się łatwo przyzwyczaić, ale wygląda na to, że coraz częściej będziemy mieli okazję śledzić także zmagania przedstawicielek płci pięknej. Zresztą nie ma co grymasić; odkąd Daniela Iraschko pofrunęła za granicę200 metrów, stało się jasne, że damskie skoki to nie fanaberia i rekreacja, tylko poważne zmagania.
Iraschko jest od wielu lat największą gwiazdą kobiecych skoków, ale nie jest powiedziane, że rywalki nie zechcą się jej dobrać do skóry na serio. Latem błysnęła kapitalną formą Alexandra Pretorius z Kanady; świetnie prezentowały się także Japonki. To o tyle istotne, że poza wewnętrzną rywalizacją kobiet, którą pewnie nie wszyscy będą śledzić z równym zapałem co męskie skoki, zaplanowane są także w tym sezonie konkursy drużyn mieszanych. W tej konkurencji rozegrane zostaną także zmagania na mistrzostwach świata, więc raczej nikt tu nie potraktuje sprawy ulgowo. Ciekawe, czy za sprawą daleko skaczących pań do walki o medale nie włączą się w związku z tym Rosjanie, Kanadyjczycy czy Amerykanie? Na pewno będą się bić o miejsca punktowane. Których nie zajmą im Polacy, bowiem Polek na dużych, międzynarodowych imprezach nie uświadczysz. Szkoda.
Igor Błachut