Rywalizacja w ostatnim etapie Ruka Triple odbywała się przy dosyć gęsto padającym śniegu. W biegu pań niespodzianki jeśli chodzi o pierwszą pozycję nie było. Zgodnie z oczekiwaniami zwyciężyła Marit Bjoergen. Jednak walkę o pozostałe miejsca na podium i rywalizację mężczyzn można określić jako kwintesencję niedzielnych startów nieopodal Kuusamo.
Podczas biegu pościgowego kobiet, w kwestii walki o pozostałe miejsca piedestału, ostatnia pętla była bardzo emocjonująca. Myślę, że warto poświęcić parę linijek tej rywalizacji. Bardzo mądry plan taktyczny zrealizowała Justyna Kowalczyk i w odpowiednim momencie na decydującym okrążeniu zaatakowała Norweżki. Heidi Weng, która przez niemal cały dystans wykonywała ogromną pracę, nagle zaczęła tracić na początkowych podbiegach. Podczas batalii na finałowej wspinaczce, Kowalczyk zdołała urwać sporo metrów i „odciąć” się od Therese Johaug. Nagle niczym Feniks z popiołów przebudziła się Weng, która uporała się ze swoją koleżanką z drużyny i ruszyła w pogoń za Kowalczyk. Skąd ta dziewczyna zdołała wykrzesać z siebie tyle sił na ostatnich metrach rywalizacji? Na finiszu była tuż za plecami Polki. Weng z kolejnymi startami nie przestaje mnie zadziwiać. W tej młodej dziewczynie drzemie ogromny potencjał, który uwalniany jest z każdym kolejnym biegiem. Wręcz śmieszne wydają się stwierdzenia norweskich konserwatystów, że Red Bull, z którym Heidi podpisała niedawno kontrakt, dodaje jej skrzydeł. Pytam przede wszystkim panią dietetyk Lise von Krogh czy w końcówce minionego sezonu także jej towarzyszył?
Muszę przyznać, że całkiem dobrze przebiegała współpraca między Kikkan Randall i Kristą Laehteenmaeki, które nie dały się złapać w sidła Vibeke Skofterud. Amerykanka i Finka praktycznie od początku sezon pokazują, że trzeba będzie się z nimi liczyć. Śmieszy mnie bardzo przykry, a zarazem żałosny fakt, że wielu samozwańczych „specjalistów” narciarstwa biegowego nadal twierdzi, że Randall to sprinterka. Amerykanka postanowiła już w minionym sezonie skupić się także na zmaganiach przebiegających na dłuższych dystansach i potrafi zajmować w nich znaczące pozycje, a zarazem liczyć się w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Mam nadzieję, że waleczna Randall w tym sezonie jeszcze wyraźniej da do zrozumienia poszczególnym jednostkom, że nie chce być szufladkowana jako sprinterka.
W biegu mężczyzn w pogoni za Petterem Northugiem uczestniczyła znacznie większa grupa zawodników. Wszystko zaczęło się na przedostatniej pętli. Na szczególną pochwałę zasługują Rosjanie. Świetny, lecz nieco pechowy Dmitrij Japarow, który zdołał porwać sporą stawkę rywali Norwega. W efekcie, po upadku przed wjazdem na stadion, zawodnik został wytrącony z równowagi. Mimo to obronił miejsce w ‘10’. Także Maksim Wylegżanin, który na finiszu znacząco zbliżył się do Northuga i praktycznie miał nowego lidera Pucharu Świata na wyciągnięcie ręki. Jestem bardzo ciekaw, jak potoczyłaby się rywalizacja, gdyby przed głównymi artystami był jeszcze jeden odcinek trasy do przebiegnięcia. Trzeci w biegu, dla wielu zupełnie „odrodzony”, reprezentant Kazachstanu Aleksiej Połtoranin nie ukrywał, że weźmie odwet za złoty trykot lidera. Ostatnim zdobywcą Kryształowej Kuli z kraju Wielkich Stepów był Władimir Smirnow, a miało to miejsce aż 18 lat temu. Pozytywnie zaskoczył mnie Emil Joensson, który nie wycofał się z ostatniego etapu Ruka Triple, wystartował w biegu na dystansie i zdołał utrzymać miejsce w czołowej dziesiątce. Renomowany sprinter pokazuje, że być może powoli wychodzi ze swoistej specjalizacji i zaczyna interesować się nieco dłuższymi kilometrami.
Zakończył się mroźny, a zarazem wyjątkowy weekend święta narciarstwa klasycznego w Ruce koło Kuusamo. Dla Norwegów i kilku innych nacji całkiem przyjemny, myślę, że także dla Finów (z perspektywy występów biegaczek). Biało-czerwonym niedzielę po fatalnych występach polskich skoczków, o których wypowiadali się już Igor Błachut oraz Emil Dudzik, osłodziła Justyna Kowalczyk. Do samych zmagań sportowych dochodzi także cała otoczka: piękna okoliczna tundra, selektywne, dobrze przygotowane trasy narciarskie, temperatura znacznie poniżej zera, a do tego wszystkiego spacerujące renifery pod skocznią oraz Święty Mikołaj, który zawitał z Rovaniemi. Mam nadzieję, że zarówno skoczkom jak i pozostałym polskim biegaczom życzył udanych występów i dał złapać się za brodę. Może efekty poznamy już w następny weekend? Marzenia…
Piotr Walkowiak, skipol.pl