Trzeci etap morderczego cyklu Tour de Ski, który zawitał do Val Muestair, rodzinnej miejscowości Dario Cologni, obfitował nie tylko w świetnie przygotowaną, selektywną trasę, zaciętą rywalizację i szwajcarskie dzwony. Całą otoczkę przyćmił incydent z udziałem Norwegów, którego nie omieszkam skomentować.
Trwał półfinał sprintu. Na finiszowych metrach o drugą pozycję gwarantującą awans do finału walczyły dwie Norweżki: Ingvild Flugstad Oestberg i Kristin Stoermer Steira. Ta pierwsza miała pewną przewagę nad drugą, ale przed metą zahamowała obracając głowę w tył, a zarazem przepuszczając koleżankę, która w klasyfikacji TdS znajduje się znacznie wyżej. Steira na mecie nie kryła radości i szczerze podziękowała młodszej koleżance. Ingvild fartem trafiła do finału, a następnie wywalczyła drugi stopień podium. Norweżka po zakończeniu płakała co nie miara, ale nie ze szczęścia, a w związku z zadaniem jakie powierzył jej trener, który na ostatniej prostej przypomniał podopiecznej o norweskim planie.
Taktyka norweskiego sztabu szkoleniowego nie jest godna poszanowania. Gdzie tutaj zasady fair play? Naród, który jest potęgą w wielu sportach zimowych, czepia się na około wszystkich, a sam nie należy do świętych. Bogaty Norweski Związek Narciarski najchętniej dawałby łapówki pozostałym organizacjom, by ich zawodnicy wiedli prym w każdej dziedzinie sportu. Gdzie tu szacunek dla przeciwnika i olimpijskiego ceremoniału? W jakim świetle postawili młodziutką Oestberg? Skazali ją na krytykę, która może wpłynąć na jej psychikę. Przykro mi, że biegaczka, której kibicuję prowadzona jest przez ludzi, którzy zrobią wszystko by osiągnąć swój a nie sportowców cel. Podobnie jest w męskiej ekipie, ale tam karty rozdaje Petter Northug, który przy okazji docina i poniża niemalże wszystkich swoich przeciwników zaznaczając, że jest pępkiem świata. Poczekajmy na kolejne etapy TdS. Nasuwa się jedno pytanie: czy coś jeszcze nas zaskoczy?
Piotr Walkowiak, skipol.pl