Mężczyźni rywalizowali w konkurencjach technicznych, a kobiety w szybkościowych – tak wyglądał kolejny weekend startów zaliczanych do alpejskiego Pucharu Świata. W niedzielę tryumfowali liderzy klasyfikacji generalnych: Tina Maze i Marcel Hirscher. Słowenka była najlepsza w supergigancie, Austriak wygrał slalom. Oboje powiększyli przewagę, ale na czele klasyfikacji pewnie czuć się może tylko Maze. W sobotę w gigancie najszybszy był Ted Ligety z USA. Niespodziewanie zjazd wygrała jego rodaczka Alice McKennis. W zawodach Pucharu Świata 24-letnia Amerykanka nigdy wcześniej nie zajęła lepszego miejsca niż siódme. Inna narciarka z USA Lindsey Vonn wróciła do rywalizacji po miesięcznej przerwie, ale nie zachwyciła. Była szósta w zjeździe i czwarta w supergigancie.
Dla Sportowych Wywiadów komentator narciarstwa Witold Domański:
„Zwycięstwo McKennis to pełna niespodzianka. Trzeba jednak podkreślić, że warunki w St. Anton mocno odbiegały od normalnych. Po ogromnych opadach śniegu było bardzo miękko. Pogoda zrobiła się na tyle zła, że odwołano trening. Trasa była nieprzyjemna i wręcz niebezpieczna. McKennis normalnie ciuła punkty, ale tutaj wykorzystała fakt, że rywalki nie pojechały dobrze w specyficznych warunkach.
Maze po raz pierwszy w tym sezonie odniosła tryumf w supergigancie, ale to nie jest zaskoczenie. Słowenka w tej konkurencji często staje na podium i zdobywa dużo punktów. Maze jest specjalistką od zmagań technicznych, ale tylko w zjazdach idzie jej słabo. W punktacji łącznej ma coraz większą przewagę i może zostać pierwszą Słowenką w historii, która zdobyła Puchar Świata. Oczywiście nie można jeszcze odtrąbić zwycięstwa Maze, ale jeśli nic się nie wydarzy Kryształowa Kula będzie dla niej. Bezpośrednia rywalka Maze, Maria Hoefl-Riesch była piąta w supergigancie. Niemka traci do Słowenki ponad pól tysiąca punktów. Jeszcze mniejsze szanse na dogonienie Maze ma Vonn. Amerykanka ani w zjeździe, ani w supergigancie nie odegrała takiej roli, do jakiej przyzwyczaiła nas w ostatnich latach. Przerwa miała pozwolić jej odzyskać dobrą dyspozycję, ale wygląda na to, że nic nie dała.
Wśród mężczyzn w Adelboden byliśmy świadkami niesamowitej walki Hirscher kontra Ligety. Rok temu Austriak wygrał oba starty na tym stoku i liczył, że powtórzy to osiągnięcie. I rzeczywiście mało brakowało. W gigancie Hirscher prowadził po pierwszym przejeździe, ale w drugim popełnił kardynalny błąd w końcówce trasy. W takiej sytuacji każdy inny zawodnik wypadłby z trasy, ale Austriak zdołał utrzymać się na nogach. Dojechał 16. i zdobył kilkanaście punktów. Na podium – za Ligetym – stanęli dwaj Niemcy Fritz Dopfer i Felix Neureuther. To historyczne wydarzenie. Niemcy nie mieli dobrych gigancistów od 20 lat.
W slalomie Hirscher po pierwszej części był ósmy po błędzie na tej samej stromej ścianie. W drugim przejeździe Austriak pokazał niesamowity charakter – zaryzykował wszystko, pojechał na 200% i odrobił stratę. Tym razem nie zrobił żadnego błędu. Pokerowa zagrywka udała się. Hirscher, który mógł pojechać asekuracyjnie, pokazał, że jest bardzo pewny siebie. Powiększył przewagę nad Akselem Lundem Svindalem, który nie startuje w slalomach.
Między Hirscherem a Svindalem cały czas trwa walka o pierwsze miejsce w Pucharze Świata. Dzieli ich ponad 100 punktów. Zbliżają się zawody w Wengen, a potem w Kitzbühel. Będą konkurencje szybkościowe i Svindal może trochę zyskać, chociaż zaplanowano też slalomy. Można spodziewać się, że Norweg zbliży się do Austriaka, ale raczej nie da rady go wyprzedzić.”
adu