Brązowy medal Moniki Hojnisz w biegu ze startu wspólnego biatlonowych MŚ, wraz z wcześniejszym krążkiem Krystyny Pałki, stanowią mocny argument w rozmowach biatlonowego związku z Ministerstwem Sportu, do których dojdzie – jak się dowiedzieliśmy – w najbliższych dniach. Ogłoszone cięcie poziomu finansowania biathlonu o kolejne 10 % spowoduje łączną, realną redukcję dofinansowania o ok. 40% względem poprzedniego sezonu. Tego rodzaju oszczędności mogą zniweczyć wieloletni trud biathlonistek, który na naszych oczach przyniósł owoce w postaci medali. A Igrzyska za pasem…
- My prosimy tylko o to, co jest nam niezbędne do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania. Mamy nadzieję, że Ministerstwo Sportu i pani minister Mucha to zrozumie – mówi Adam Kołodziejczyk, szef wyszkolenia Polskiego Związku Biathlonu. – Wierzymy, że ministerstwo dostrzeże problem i dzięki tym medalom będzie nam dane dobrze przygotować się do Igrzysk – dodaje.
„Dobijanie” przez ministerstwo sportów, które dziś nie przynoszą medali jest z gruntu złe. Gdzie są mądrzy doradcy, bo kompetencje obecnych wydają się bardzo wątpliwe? Jak można twierdzić, że w dyscyplinie, w której nie mamy dzisiaj medali nie ma talentów, które za chwilę przyniosą ich worek? Czyj to był pomysł, który już po kilku dniach okazuje się chybiony w swoich założeniach? Na szczęście nie jest za późno, by wprowadzić korekty, bądź ogłosić przedstawioną koncepcję jako pomyłkę. Lepiej się przyznać do błędu, zamiast w nim tkwić i działać na szkodę.
Sportowe Wywiady: Gratulujemy wspaniałego wyniku pań w mistrzostwach świata. To historyczny wyczyn dający nadzieję na realną walkę o medale na Igrzyskach w Soczi.
Adam Kołodziejczyk: – Dziękuję bardzo. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że ciężka praca przyniosła wreszcie owoce. Byliśmy przekonani, że tak się stanie, choć nie sądziliśmy, że już w trakcie tych mistrzostw i to w postaci dwóch medali.
Monika Hojnisz ma 21 lat. Wcześniej zdobywała medale juniorskie, również złote, a teraz sięgnęła po seniorski. Dokładnie 21 lat miał Tomasz Sikora, gdy wywalczył pierwszy medal MŚ.
- Rozwój Moniki, i nie tylko Moniki, przebiega bardzo poprawnie i oby tak dalej. Zrobiła nam miłą niespodziankę. W zawodach PŚ wielokrotnie sygnalizowała, że może walczyć o pierwszą dziesiątkę, ale brakowało jej trochę szczęścia. Teraz świetnie pobiegła. Po słabszym występie w sztafecie, gdzie była bardzo zmęczona, narty jej chyba nie jechały i po prostu jakoś nie szło, dzisiaj była rewelacyjna.
Wyniki nie przychodzą same. Dziewczyny walczą z przeciwniczkami na trasie jak równy z równym. Czemu to zawdzięczamy? Musiało się coś zmienić w systemie szkolenia?
- I zmieniło się. Dwa lata temu, od kiedy pracujemy razem, zostało wdrożonych wiele nowych elementów treningu. Wielką pomocą jest dla nas również doświadczenie starszych zawodniczek i to, co zrobiły wcześniej z trenerami.
Co zostało zmienione, bądź wprowadzone?
- Podnieśliśmy poziom indywidualizacji pracy, bo każda czegoś innego potrzebuje. Robimy więcej treningów tempowych, stosujemy krótsze dystanse. Zmniejszyliśmy objętość treningów, ale znacznie zwiększyliśmy ich intensywność. Wprowadziliśmy trening siłowy na wysokim poziomie i z dużymi obciążeniami. Tych elementów jest wiele. Ściśle współpracujemy z dietetykiem i fizjologiem.
Te medale to dobry moment, żeby udać się do ministerstwa i porozmawiać z decydentami, którzy uznali, że biathlon nie jest „na medal”. Może warto?
- Prezes jest już umówiony w tym tygodniu na spotkanie w ministerstwie. Myślę, że dzięki ostatnim wynikom będzie jakaś reakcja urzędu, bo niestety wstawienie biathlonu do drugiego „koszyka” dyscyplin, w połączeniu z i tak okrojonym dofinansowaniem, nie wróży dobrze. Po wcześniejszych zmianach i kolejnej zapowiadanej redukcji będziemy mieć mniej środków o jakieś 40% w porównaniu z poprzednim sezonem.
Czy jest aż tak źle?
- Tak. Przed rozpoczęciem tych mistrzostw dowiedzieliśmy się, jakimi pieniędzmi będziemy mogli dysponować. Praktycznie powinniśmy zwinąć interes i nie startować do końca cyklu PŚ, żeby nam zostało parę groszy na przygotowania do Igrzysk. W dodatku nie mamy już większego, zewnętrznego finansowego wsparcia, ponieważ dotychczasowy tytularny sponsor rozwiązał umowę po odejściu Tomka Sikory.
Jak całą sytuację odbierają sportowcy?
- Prezes spotkał się zawodnikami i zawodniczkami na początku mistrzostw i powiedział, jaka jest sytuacja. Oznajmił, że mamy do wyboru: albo – albo. Albo stypendia albo szkolenia, albo sprzęt albo obozy. Nie ma szans, by pieniądze, które mamy dostać, starczyły na wszystkie niezbędne rzeczy. Wierzymy, że ministerstwo dostrzeże problem i dzięki tym medalom będzie nam dane dobrze przygotować się do Igrzysk.
A jeśli chodzi o bazę treningową? Jak wygląda sytuacja?
- Z tym, co jest, możemy sobie już radzić. Jak na nasze polskie warunki można uznać, że nie jest źle. W Dusznikach Zdroju przeprowadzono remont, zrobiono system dośnieżania, oświetlono strzelnicę. Wprawdzie nie mamy obiektów, które upoważniają nas do starań o organizację imprez rangi mistrzowskiej (ME, MŚ – dop. redakcji), ale nie narzekamy. Trudno. Jest jak jest. Można jednak śmiało powiedzieć, że juniorzy mają zaplecze i dobre warunki do treningu. Seniorki, tak czy inaczej, muszą uczestniczyć w obozach wysokogórskich. W Polsce nie da się tego zrobić, więc muszą wyjechać. Ponieważ fundusze są jakie są, przed mistrzostwami świata mieliśmy zgrupowanie na Kubalonce. Wszystkie reprezentacje porozjeżdżały się po całym świecie, a my postanowiliśmy trenować u siebie. Było trochę problemów z pogodą, która w całym kraju płatała figle, mieliśmy opady deszczu, śnieżyce, gęste mgły, ale daliśmy radę. Nie narzekamy. Efekty są pozytywne. Nie jest źle. My prosimy tylko o to, co jest nam niezbędne do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania. Mamy nadzieję, że Ministerstwo Sportu i pani minister Mucha to zrozumie.
Dziękujemy za rozmowę.
Marek Kaleta