Czy Lance Armstrong brał doping? W świetle faktów przedstawionych przez Amerykańską Agencję Antydopingową odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Tak jak oczywiste jest to, że w latach kiedy Teksańczyk wygrywał Tour de France, używanie EPO było powszechne we wszystkich dyscyplinach wytrzymałościowych i co więcej, wcale tak znowu bardzo tego nie ukrywano. Wie to każdy, kto w tamtym okresie był blisko zawodowego sportu i malujące się dziś zaskoczenie na twarzach wielu „specjalistów” może wzbudzać tylko uśmiech.
Nigdy nie fascynowało mnie dziennikarstwo śledcze, a często, kiedy czułem przyjemność piszących w wywlekaniu na wierzch brudów i mieszaniu wszystkich z błotem, wręcz mnie brzydziło. Mam wielki szacunek do dyscypliny z którą jestem związany i ludzi ją uprawiających i nie zmieni tego żadna afera dopingowa, żaden polityczny czy prywatny interes, żaden żądny sensacji dziennikarz czy urzędnik takiej czy innej agencji. Wiele razy już powtarzano, że żadna inna dyscyplina nie poszła tak daleko w walce z dopingiem jak kolarstwo, czego efekty możemy obserwować podczas wyścigów. Po co więc wracać dziś do Armstronga i wytaczać po raz kolejny działa przeciwko ludziom uprawiającym jedną z najpiękniejszych i najtrudniejszych na świecie dyscyplin? Ludziom poddającym się całkowitej kontroli, raportującym z góry gdzie i kiedy będą w następnym tygodniu, kontrolowanym niezależnie od czasu i okoliczności (przypomnę głośną swego czasu sprawę belgijskiego kolarza wezwanego na kontrolę z prosektorium, gdzie przygotowywał do pogrzebu ciało swojego dziecka).
Szczerze mówiąc, pytanie o przyczyny całego zamieszania nurtuje mnie dużo bardziej, niż kwestia winy Armstronga i jego kolegów z drużyny. Zastanawiam się co, poza dbałością o pieniądze amerykańskich podatników (bo przecież US Postal było ekipą sponsorowaną przez pocztę państwową), stoi za wieloletnim procesem, który momentami przypominał pościg za co najmniej wielokrotnym zabójcą. Jaka jest motywacja szefa USADA Travisa T. Tygarta, który lubi pojawiać się na pierwszych stronach gazet i opowiadać o tym, ile to razy grożono mu już śmiercią po publikacji kolejnych sensacyjnych raportów?
Rozważmy więc kilka potencjalnych pozytywnych motywacji.
Może chodziło o dojście do prawdy?
Tylko jakiej prawdy i w czyim interesie? I czy na pewno prawda jest zawsze wartością nadrzędną i trzeba jej dochodzić za wszelką cenę? Wiem, wiele osób odpowie na to pytanie twierdząco i trudno będzie się z nimi spierać, dla mnie jednak sprawa nie jest aż tak oczywista. Ileż to już razy słyszeliśmy: doszliśmy do prawdy, hura! A zaraz potem robiło się smutno i straszno, bo spustoszenia wokół okazywały się być nie do naprawienia. Jak to pięknie pokazał kiedyś Akira Kurosawa w filmie ”Rashomon”, w wielu wypadkach prawda bywa rzeczą względną, zależną od punktu widzenia i możliwych korzyści wynikających z takiej, a nie innej interpretacji faktów.
Armstrong jest nie tylko wybitnym kolarzem i rekordzistą w liczbie zwycięstw w Tour de France, jest także symbolem, a nawet źródłem nadziei milionów ludzi chorych na raka, wzorem determinacji i silnej woli, wojownikiem i inspiracją dla wszystkich dążących do celu. Zwrot Live Strong dla wielu stał się mottem, pomagającym wierzyć nawet wtedy, kiedy sytuacja wydaje się być beznadziejna. Nie zamierzam usprawiedliwiać Amerykanina, który wybrał złą drogę do zwycięstwa i oszukiwał nas wszystkich, ale też nie potrafię jednoznacznie potępić człowieka, który przeżył sytuację ekstremalną i z pewnością miała ona wpływ na jego późniejsze wybory. I nie bardzo wiem jakie pozytywne konsekwencje mogą wyniknąć z samego faktu dojścia do prawdy.
Chęć ukarania Armstronga.
Czy jest tutaj kara, która cokolwiek wyrównuje? Armstrongowi zostaną zapewne odebrane zwycięstwa w Tour de France, prawdopodobnie będzie musiał także zwrócić pieniądze zarobione na francuskich szosach (ciekawe czy to samo zrobią „skruszeni” koledzy, z którymi zawsze sprawiedliwie dzielił się nagrodami, a w którymś roku oddał im nawet całość wygranej sumy). No i co? W jaki sposób ma to wyrównać krzywdy i kto tak naprawdę jest w tej sytuacji pokrzywdzonym? Czy na pewno tego rodzaju kara będzie najboleśniejsza dla samego Armstronga, czy też bardziej na całej sprawie ucierpi kolarstwo i ludzie z nim związani? Amerykanin i tak będzie się uważał za siedmiokrotnego triumfatora Wielkiej Pętli, a co do kary finansowej, to jak wiadomo, na biednego nie trafiło. Większe kłopoty może mieć kolarstwo, od którego odwrócą się sponsorzy, zniechęceni atmosferą panującą wokół tej dyscypliny. Niech więc szefowie USADA nie opowiadają o trosce o młodych zawodników, bo dla nich może po prostu zabraknąć miejsca w zawodowym sporcie.
Dobro kolarstwa, albo nawet ogólnie sportu.
Tutaj nie potrzeba już chyba specjalnych argumentów bo każda trzeźwo myśląca osoba zdaje sobie sprawę, że żadna z tego rodzaju afer nigdy nie przysłużyła się sportowi, a ich działanie było wręcz odwrotne. Wie o tym także szef USADA, chociaż na stronie internetowej agencji aż roi się od frazesów o szlachetnych ideałach, jakie przyświecają pracy tej instytucji.
A może chodzi o to, by podobne sprawy nie miały więcej miejsca? O ostrzeżenie skierowane do innych sportowców i przekonanie ich, że kara za oszustwo jest nieunikniona?
Tylko dlaczego sięga się w tym celu do kolarstwa, które jest dziś najlepiej i najbardziej szczegółowo kontrolowane? Przecież przykład Armstronga w żaden sposób nie wpłynie na zachowania sportowców uprawiających dyscypliny, w których kontrole antydopingowe są sporadyczne, a ich unikanie nie stanowi żadnego problemu. To więc także nie to… Więc co?
Więcej w moim tekście pytań niż odpowiedzi, ale też sprawa nie jest tak oczywista, jak się niektórym wydaje. Mam żal do wielu dziennikarzy, którzy w podobnych sytuacjach zapominają o odpowiedzialności za słowo i rozpoczynają licytację na to, kto bardziej dosadnie i sensacyjnie sprzeda otrzymane informacje. Tak naprawdę to owocem całej afery US Postal będzie po prostu ogromna chryja w mediach, a kiedy kurz opadnie, zacznie się szukanie kolejnego gorącego tematu. Oby nie w kolarstwie…
Nie mam żadnych wątpliwości co do winy Armstronga i uważam, że każde oszustwo powinno być ukarane. W przypadku tej sprawy mam ogromne wątpliwości co do kary i samego przebiegu dochodzenia. Odnoszę wrażenie, że publikacja zeznań kolejnych skruszonych i podawanie do publicznej wiadomości wszystkich informacji ze śledztwa (nie pamiętam, by tak postępowano podczas procesów prawdziwych przestępców) jest próbą wygrania własnych interesów kilku osób i instytucji, bez zastanawiania się nad konsekwencjami. I smutno mi, kiedy widzę ich triumfujące miny… Nie wiem, czy lubię Lance’a Armstronga jako człowieka, z pewnością jednak nie lubię tych, którzy dziś uśmiechają się z zadowoleniem.
Mają swoją prawdę, hura!
P.S.
Biuro prasowe podczas mistrzostw świata w Valkenburgu znajdowało się w kawiarni pełnej pamiątek z Amstel Gold Race. W jednej z gablot były także przedmioty fundacji LiveStrong, których sprzedaż pomaga walczyć z chorobą nowotworową. Były oczywiście także słynne żółte bransoletki, noszone kiedyś masowo przez ludzi niekoniecznie związanych z kolarstwem. Sam taką miałem kilka lat, ale jakiś czas temu się przerwała. Kupiłem nową.
Też mam swoją prawdę, w którą wierzę.
Sportowe Wywiady
Adam Probosz
Fot. Archiwum własne Adama Probosza