Styczeń to wciąż miesiąc podsumowań wydarzeń poprzedniego roku. Największym z nich było dla nas z pewnością Euro. Impreza wstydliwie się zaczęła, a potem było niewiele lepiej. Pozostaje wciąż pytanie, na które nigdy nie usłyszałem w mediach rzetelnej odpowiedzi. Aż dziwne, że mistrzowie PR, którzy w naszym kraju pracują 24h na dobę, nie prześcigali się w wytykaniu błędów jakich byliśmy świadkami podczas ceremonii otwarcia Euro.
Czy UEFA to bezduszny dyktator, „mafia”, czy może naszym decydentom nie zależało na zadbaniu o nasze interesy? Bezmyślne godzenie się na chore pomysły nie powinno więcej się zdarzyć i temu zagadnieniu dedykuję ów dyskursywny felieton, którego zakończenie odnosi się nie tylko do sportu, ale też do rzeczywistości wymagającej zdecydowanej korekty i zmiany postawy „tych i owych”.
„Kulą w sedno”: Była robota, więc wzięli.
Igrzyska Olimpijskie w Londynie uwidoczniły jak na dłoni krępującą kwestię dotyczącą ceremonii otwarcia piłkarskich mistrzostw Europy organizowanych przez Polskę i Ukrainę.
Przecierałem zdumione oczy widząc, że podczas ceremonii otwarcia Euro etiudę Chopina gra nieznany Węgier, który nie dość, że „kaleczy”, to w dodatku, co zrozumiałe, tak naprawdę woli węgierskiego Liszta. Dlaczego on? Bo kopnął piłkę w futsalowej reprezentacji Węgier! A zatem czy organizatorem Euro byli Węgrzy, czy może były to mistrzostwa Europy w futsalu? Chyba nie! Jeśli dodamy, że Adam Gyorgy nigdy nie uczestniczył w Konkursie Chopinowskim, a nikt mu nie zabraniał, to fakt ten jest po prostu kpiną, żartem albo kąśliwą anegdotą na temat uległego gospodarza imprezy. Kolejnym nietaktem było to, że za pulpitem DJ-skim zasiadł jakiś Włoch! Pewnie też kiedyś kopnął piłkę, choć nie mam pewności. Nie mam nic do Włochów, ale co polsko-ukraińskie mistrzostwa mają wspólnego z nieznanym chłopakiem ze słonecznej Italii? Do tego doszła piosenkarka z Niemiec i ktoś się na to zgodził! Przecież ci ludzie zrobili sobie reklamę dokładnie w momencie, w którym promocję miała robić sobie Polska i polscy artyści, ewentualnie ukraińscy. Co złego w tupnięciu nogą i komunikacie: Chwila! My też mamy coś do powiedzenia!?
Czy byłoby problemem zaprosić do wykonania utworu Chopina np. Rafała Blechacza albo Leszka Możdżera – pierwsze nazwiska, które przychodzą mi do głowy – zaś za DJ-skim stołem posadzić ukraińskiego twórcę będącego znaną postacią choćby w kraju współorganizatora potężnej imprezy? Ano nie widzę w tym kłopotu, a w dodatku byłoby to naturalne i zgodne z logiką. A może reżyser był z Polski albo Ukrainy? Hm… niestety. On też chyba nie. To bardziej kumpel DJ’a.
Czy show był interesujący? Nie żartujmy. Jeśli ktoś powstrzymał się od krytyki „widowiska” to chyba robił to z litości albo przez wzgląd na prywatne relacje i koleżeńską taktowność.
Panie i Panowie – coś tu nie gra. Kiedy znów pojawi się tak fenomenalna okazja do zaprezentowania się światu? Wszyscy wiemy, że sposobności tej skali nie będzie przez bardzo długie lata. Do tego piłkarze przegrali, a my, choć minęło zaledwie kilka miesięcy i tak nic już nie pamiętamy z „życiowej szansy”, podobnie jak nie wiemy w czyich rękach jest obecnie unijna prezydencja. W czyich? No właśnie.
A miało być tak pięknie…
Przypomnijmy sobie ceremonię otwarcia i zamknięcia Igrzysk w Londynie – wulkan brytyjskich akcentów. Tego się spodziewałem. Nawet przez moment nie sądziłem, że mógłbym usłyszeć zagranicznych „weselnych grajków”. Jest to tym bardziej przykre, że nie mamy się czego wstydzić. Są Urszula Dudziak, Tomasz Stańko, Michał Urbaniak, wreszcie energetyczna Kayah, czy Soyka (Anglicy mają nawet swojego odpowiednika naszego Stanisława, Sir Eltona Johna), którzy mogli godnie nas zaprezentować.
Polska muzyka rockowa również nie przynosi nam wstydu. Zespoły Luxtorpeda, Chassis i Coma są warte promocji, tym bardziej, że poza naszymi granicami nie są bezimienne, o czym zapewne w kraju, w którym uwstecznia się obywateli promując bezkrytycznie disco polo, nie wszyscy wiedzą. Niełatwy dostęp polskich wykonawców do anten radiowych to równie ciekawy temat. Wróćmy jednak do ceremonii otwarcia Euro.
Może można było zaprosić Basię Trzetrzelewską? To tylko początek wyliczanki. Prońko, Bem, Łobaszewska. Za dorosłe? Proszę bardzo – siostry Przybysz, pierwszy z przykładów, znane wszystkim jako Sistars. Przecież wspaniale wkomponowałyby się w promocję Polski. Nie dość, że są świetne, to znają angielski lepiej niż niejeden Anglik. Mika Urbaniak, kolejna propozycja. Ania Szarmach, Dorota Miśkiewicz, Kuba Badach! Może Tatiana Okupnik? Jej kariera na Wyspach Brytyjskich nabiera rumieńców! A może warto było zrobić ukłon w stronę Perfectu (oczywiście bez Hołdysa), Lady Punk, IRY, Gawlińskiego, Szcześniaka czy Maleńczuka? Wymieniać można jeszcze długo. To nie jest plastikowa, uwłaczająca wykształconym gustom Eurowizja, gdzie w dobrym tonie jest to, by dany kraj reprezentował obcokrajowiec.
Wydajemy furmanki naszych pieniędzy na imprezę, podczas której w trakcie ceremonii otwarcia lansują się sąsiedzi, a naszym jedynym zadaniem jest bicie braw i zachwycanie się. Było nad czym? No właśnie… Czy jeśli już ktoś miałby u nas gościć z zagranicy, to niechżesz byłaby to gwiazda pokroju Timberlake’a, jak w Londynie, a nie jakieś „cuś”!
Bez urazy dla trojga artystów wspomnianych na wstępie, ale to nie byli ani Polacy, ani Ukraińcy, ani uznane gwiazdy. Po prostu nie. Kropka! Jedyne co mogłoby usprawiedliwiać ich obecność to fakt, że zostali wybrani (przy ofiarnym wsparciu przyjaciół) w smsowym zagranicznym konkursie na zagranie Chopina i pokręcenie gramofonem podczas ceremonii otwarcia Mistrzostw Europy w Polsce. Była robota, więc wzięli. Jest kryzys. Nie ich wina. Każdy by wziął, tym bardziej, że organizator konkursu gwarantował, że tubylcy przyjdą, będą bili brawo i że prawdopodobnie będzie nawet telewizja (grubo ponad 100 mln widzów). Super fucha. Niewyobrażalna promocja i to jeszcze z noclegiem, jedzeniem i wypłatą. Wziąłbym w ciemno.
PS W trosce o dziennikarską rzetelność osobiście spytałem Leszka Możdżera, czy proponowano mu udział w ceremonii otwarcia. Upewniłem się również, czy jego manager otrzymała zapytanie. Niestety, podobnie jak Rafałem Blechaczem, nikt nie zainteresował się naszymi czołowymi artystami, wirtuozami muzyki Chopina, ambasadorami polskiej kultury na całym świecie, osobami, których występy wypełniają największe sale koncertowe.
Kto nas doceni, jeśli my sami się nie doceniamy? Zamiast bezsensownie robić dobrze wszystkim dookoła, zacznijmy wreszcie dbać o to, by było dobrze nam samym. Z pewnością nie jesteśmy Brzydkim Kaczątkiem.
Marek Kaleta