Cliff diving to ekstremalna forma skoków do wody. Jak sama nazwa wskazuje, skacze się z klifów, urwistych skał, a najwyższa wysokość, z jakiej skacze się na basenie – 10 m, to niespełna 1/3 wysokości, na jakiej umieszczona jest platforma w cliff divingu. I właśnie na taki skok zdecydował się Mariusz Wach, rzucając wyzwanie Władimirowi Kliczce – uważa komentator boksu Janusz Pindera. Jego zdaniem sam fakt, że Polak dotrwał do końca 12. rundy to duży sukces 33-letniego pięściarza pochodzącego z Krakowa.
– Nie było żadnych racjonalnych przesłanek, by widzieć w Wachu zwycięzcę tego pojedynku, a jego przebieg tylko potwierdził tę opinię – mówi Sportowym Wywiadom Janusz Pindera. – Nie spodziewałem się jednak, że Polak będzie w stanie tak długo wytrzymać. To była dla niego znakomita lekcja, która pokazała jak dużo jeszcze mu brakuje do klasy Kliczki, przede wszystkim jeśli chodzi o szybkość i siłę ciosów.
– Spodziewałem się bardziej zdecydowanych ataków Polaka na początku walki. Tak się nie stało, co pozwoliło Ukraińcowi na szybkie przejęcie inicjatywy i dyktowanie własnych warunków – komentuje Pindera. – Zazwyczaj Kliczko „uruchamia” swą prawą rękę w późniejszej fazie; tu już w I rundzie widzieliśmy kombinacje lewych i prawych prostych. Ale skoro tak, to tym większe uznanie dla Wacha, że był w stanie to wytrzymać. Prawy Polaka w końcówce V rundy, po którym Kliczko wpadł na liny pokazał, że Wach wie, w którą stronę ma iść. Myślę zresztą, że w dużej mierze komplementy, które po walce wygłosił Kliczko pod adresem swego adwersarza były szczere – powiedział Janusz Pindera.
Można powiedzieć, że po swoim „skoku” Wach przede wszystkim o własnych siłach wyszedł z wody, jego ewolucja w powietrzu była nieco spóźniona, a przy wejściu do wody był zbyt duży rozprysk. Następnym razem powinno być znacznie lepiej.
Co do Kliczki – trzynastka okazała się szczęśliwa, bo już 13. raz boksował o zachowanie tytułu mistrza świata wagi ciężkiej.
Sportowe Wywiady
piu