Jak chyba każdy z Was, zimowe wyczekiwanie na rundę wiosenną skracałem sobie śledzeniem newsów: transfery, wyniki sparingów, obozy, powroty. Zimą ponoć poważnie się trenuje, ale poważnie się nie gra, nie ma presji, więc z każdej strony gazet i internetu zalewała nas gigantyczna fala optymizmu. Wszyscy uśmiechnięci, bo wszytko przecież udało się zrealizować, a nawet ciut więcej. Jedni mówili, że w sparingach, do wyników których oczywiście nie przywiązywali żadnej wagi, wyglądali tak dobrze, że nawet przypadkowi goście z zagranicy chwalili. Drudzy upierali się, że nikt nie zrobił i długo nie zrobi tak dużych wzmocnień, trzeci zapewniali, że jedna gwiazda zgasła, ale nowa zabłyśnie oślepiającym światłem itp., itd.
Kiedy to przepuszczałem przez siebie, przypomniał mi się skecz Janusza Gajosa „Koncert chopinowski”. Pianista wychodzi na scenę, popatrzy tu, popatrzy tam, łbem zarzuci, stołka poprawi, ogony od fraka fru na boki, szpony do góry, po mankietach spojrzy i… już wie, że tego stołka za blisko sobie przysunął… Bo najlepszen jest ten, który w ogóle nie zagra.
Skecz się nie zestarzał, inauguracja wiosny dla paru pianistów przyszła za wcześnie. Gdyby nie ona, po zimowym praniu mózgów nadal tkwilibyśmy w przekonaniu, że wszędzie jest dobrze, że każdemu się udało. Że Abdou Razacka Traore nie ma co żałować, bo Rahoui ma taki strzał jak trzech Traorów. Może i ma, ale przy swoim poprzedniku wygląda na piłkarskiego analfabetę. Że wiedza i zapał Piotra Stokowca cenniejsze będą od pieniędzy Ireneusza Króla i ambitny trener jednak bat ukręci. Po tym co zobaczyłem, to raczej wątpię. Że Ebi Smolarek po pełnym cyklu przygotowań będzie nie tym samym piłkarzem. Tymczasem jakby pozostał odporny na nauki Tomasza Hajty. Że Legia to Guliwer, który rozdepcze wszystkich na polskich trawnikach, a już liliputom z Kielc wystarczyły zaledwie trzy marne linki, żeby rzucić go na kolana.
Oczywiście byli też tacy, którym występ opinii nie zszargał i żeby ich oglądać wcale nie trzeba było mieć – kolejny cytat z Gajosa – żelazowej woli. Kasper Hamalainen podobał się i Sebastian Mila zrobił swoje, ze 200 procent normy wypracowali obrońcy. Policzyliście o ile ich goli wzbogaciła się inauguracja? Na jednej ręce nie da rady sporządzić rachunku. Siedem. Pod tym względem lepiej być już nie musi, pod kilkoma innymi mam nadzieję, że tak.
Tomasz Lipiński
Canal+