Startem w Lake Placid w ten weekend bobsleiści rozpoczynają walkę o Puchar Świata. To już 29. edycja. Dotychczas cykl Pucharu Świata składał się z ośmiu zawodów, tym razem startów będzie dziewięć. Zakończenie sezonu nastąpi w połowie lutego, kiedy to na Żytniej Polanie rozegrane zostaną zawody finałowe będące jednocześnie próbą przedolimpijską. Zburzyło to dotychczas ustalony porządek, w którym finałem sezonu były zawsze mistrzostwa świata.
Po Lake Placid zawodników czeka drugi start za oceanem na olimpijskim torze w kanadyjskim Whistler. Europejska cześć rywalizacji rozpocznie się w grudniu w Winterbergu, a ostatnie zawody przed przerwą świąteczno–noworoczną rozegrane zostaną w La Plagne. W nowym roku bobslejowa karawana odwiedzi niemieckie tory w Altenbergu i Koenigssee, by przenieść się do pobliskiego Igls. W Austrii zawody pucharowe będą jednocześnie mistrzostwami Europy. Mistrzostwa świata tym razem gościć będzie kolebka tego sportu, czyli szwajcarskie St. Moritz. Potem już tylko finał na nowo wybudowanym olimpijskim torze położonym około 60 kilometrówna północny wschód od Soczi.
Sezon przedolimpijski to oczywiście eliminacje do najważniejszego startu czterolecia. Rankingowe punkty zadecydują, ile państw oraz załóg z poszczególnych krajów przystąpi do walki o olimpijskie medale. Najlepsi mogą liczyć na trzy miejsca w dwójkach i czwórkach.
Faworyci
W bobslejach sprawa typowania faworytów nie jest skomplikowana. Trudno przypuszczać, aby Puchary Świata – dwójki, czwórki oraz punktacja łączna – mógł odbierać ktoś spoza przedstawicieli Niemiec, USA, Szwajcarii, Rosji czy Kanady. Dotyczy to rywalizacji mężczyzn i kobiet. W poprzednim sezonie w dwójkach najlepszy był Szwajcar Beat Hefti, w czwórkach po raz czwarty tryumfował Rosjanin Aleksander Zubkow, a punktację łączną wygrał – trochę niespodziewanie – młody pilot niemiecki Maximilian Arndt. Wśród kobiet, po dziewięcioletniej dominacji Niemki Sandry Kiriasis, po Puchar Świata sięgnęła jej rodaczka Cathleen Martini. To już 11. z rzędu Kryształowa Kula dla bobsleistki z Niemiec.
Czterech wspaniałych
Szczytem marzeń każdego bobsleisty jest zgarnięcie wszystkich pucharów w jednym sezonie. Nie jest to proste. Dotychczas dokonało tego tylko czterech pilotów. Pilotów dodajmy wybitnych. Pierwszym, w sezonie 1994/1995, był Kanadyjczyk Pierre Lueders, obecnie trener rosyjskich bobsleistów. Cztery lata później niepodzielnie panował Niemiec Christoph Langen, teraz szkoleniowiec reprezentacji swego kraju. W sezonie 2001/2002 do elitarnego grona dołączył Szwajcar Martin Annen, a ostatnim który świętował potrójne zwycięstwo był Niemiec André Lange (2007-2008). Czy w rozpoczynającym się sezonie ktoś zdoła dołączyć do tej nielicznej gromadki? Być może dokona tego ktoś z trójki najbardziej wszechstronnych pilotów – Zubkow, Niemiec Manuel Machata i Amerykanin Steven Holcomb.
Pierwsze zawody bez Polaków
Niestety inauguracja sezonu odbędzie się bez Polaków. Prawo startu w Pucharze Świata ma dwóch pilotów – doświadczony Dawid Kupczyk oraz Mateusz Luty. Jednak zamiast do USA i Kanady Polacy pojadą do Austrii i Niemiec na Puchar Europy. Szkoda, bo za oceanem Polacy z reguły spisywali się dobrze. Te tory im odpowiadają. O starcie w Soczi decydować będą punkty rankingowe. Zdobyć je można również w Pucharze Europy, ale tylko połowę z tego, co można wywalczyć w Pucharze Świata. Nie chcę być złym prorokiem, ale oby nie okazało się, że może tych punktów brakować w ostatecznym bilansie. Zresztą całe przygotowania do sezonu trudno uznać za wystarczające. Na lód Polacy weszli dopiero w październiku, ale i tak w Lillehammer zdołali wykonać tylko 40 z zaplanowanych 150 ślizgów. Jeżeli do tego dodamy, że letnie przygotowania zrealizowano w granicach 70 procent, to trudno z optymizmem patrzeć na zbliżający się sezon. Oczywiście powodem takiej sytuacji są finanse. Konkretnie ich brak. To powtarza się od kilku sezonów i szans na zmianę nie widać.
Epilog
W Polsce niektóre dyscypliny sportu traktuje się w dziwny sposób. Jakby trochę po macoszemu. Środków finansowych zwykle brakuje, natomiast oczekiwania i rozliczenie sezonu wygląda tak, jakby tych środków było tyle ile trzeba. Lub nawet więcej. Już kiedyś padło w ministerstwie takie stwierdzenie – dajcie tyle pieniędzy ile trzeba, a potem ich rozliczajcie albo przestańmy sobie zwracać głowę bobslejami. Opcja druga ma oczywiście liczne grono zwolenników czy nawet entuzjastów. Tylko jakoś nie mogą się z tym pogodzić trenerzy Andrzej Żyła i Andrzej Kupczyk, o zawodnikach nie wspominając. Dlatego też bobsleje jako dyscyplina sportu jeszcze nad Wisłą istnieją. Ale jak długo jeszcze…
Grzegorz Pajda