Jerzy Janowicz awansował do półfinału turniej cyklu Masters w Paryżu. Rywal Polaka, dziewiąty w rankingu Serb Janko Tipsarević skreczował przy stanie 3:6, 6:1, 4:1 dla polskiego tenisisty. To największy sukces 21-letniego zawodnika z Łodzi, który przed zawodami w hali Bercy był 69. w rankingu. Polak zaczął od kwalifikacji, wcześniej wygrał pięć spotkań i wyeliminował m.in. Andy’ego Murraya. Po zawodach awansuje do czołowej „40″ rankingu. W półfinale jego rywalem będzie reprezentant gospodarzy Gilles Simon, z którym Janowicz nigdy nie grał.
Natomiast Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski przegrali ćwierćfinał z Hindusami Maheshem Bhupathim i Rohanem Bopanną 7:6 (5), 3:6, 4-10. W efekcie Polacy nie zagrają w kończącym sezon turnieju w Londynie. Ich rywalami do ostatniego miejsca w Masters byli właśnie Hindusi.
Karol Stopa:
„Nie jest to zaskoczenie o tyle, że Janowicz mając ten styl gry i takie warunki fizyczne od dawna dobrze rokował. Wspaniały serwis, wzrost świadczyły o tym, że zajdzie daleko. Ten styl w rozgrywkach mężczyzn zaczyna być obowiązujący. Zaskoczeniem może być fakt, że Janowicz wykonał skok tak wcześnie, mając zaledwie 21 lat. Rzeczywiście rzadko zdarza się, by ktoś przeszedł eliminacje a potem po kolei ogrywał wyżej notowanych rywali. Niczego nie ujmując Janowiczowi, po części tłumaczy to zbliżający się koniec sezonu. Organizatorzy tego turnieju planują zresztą przenieść go na inny miesiąc. Po raz kolejny mieliśmy sytuacje, że najlepsi wycofują się, grają od niechcenia albo są bez formy. To pomogło Polakowi, ale oczywiście te zwycięstwa nie są dziełem przypadku i były jego wielką zasługą. Trzeba pamiętać, że zaczynał od kwalifikacji, więc rozegrał już potężną porcję spotkań – tyle co w turnieju wielkoszlemowym, ale w tydzień a nie dwa. Jest to dawka mordercza. Na szczęście szybki kort pasuje do jego gry, a on umie wykorzystać sytuację końcówki sezonu.
Jeśli pokonał tylu mocnych rywali, dlaczego miałby nie wygrać z Simonem. Na pewno jest zmęczony, jego ramię jest nadwyrężone, ale też jest na fali a nie ciąży na nim żadna presja. W sytuacji mniejszej odpowiedzialności za wynik będzie mu się grało łatwiej niż Francuzowi. Problemem może być z reguły nieobiektywna francuska publiczność. Janowicza bardzo tam polubiono, ale w sobotę już nie będzie kochany. Z Francuzami na turniejach w Paryżu zawsze gra się fatalnie.
Podsumowując, uważam, że Jerzy Janowicz jest herosem. Dla mnie jest wielki. Jego sukces to wspaniała wiadomość dla polskiego tenisa. On nie liczy, że ktoś mu zepsuje piłkę. Liczy na swoje akcje, kończące uderzenia z linii końcowej, serwis, woleje i dropszoty. Obraz jego gry jest zdecydowanie pozytywny, fascynuje kibiców i podoba się każdemu. Janowicz, gdy idzie jak burza i niszczy wszystko na swojej drodze, jest jak bokser nokautujący rywali.
Co do Fyrstenberga i Matkowskiego, historia – odwrotnie – jest smutna. Szkoda, że po raz pierwszy od 2007 roku nie zagrają w Masters. Jednak nie jest to zaskoczenie. Polacy mają gorszy rok, właściwie we wszystkich turniejach wypadli gorzej i mieli sporo wpadek. Biorąc pod uwagę naprawdę zły początek sezonu, to i tak dobry wynik, że do końca mieli szansę na Masters. Myślę, że powodem jest gorsze przygotowanie ogólne do gry. Marcin ma nadwagę, co nie pozostało bez wpływu. Moim zdaniem nie jest to znużenie sobą. Wielcy debliści na świecie są od nich starsi, ale ich przygotowanie sprawnościowe jest bez zarzutu, wiedzą, że nie mogą pozwolić sobie na słabości. Dla Fyrstenberga i Matkowskiego jest to dzwonek alarmowy. Muszą na spokojnie porozmawiać, bo jeśli mają grać dalej razem muszą coś zmienić. Może trzeba zejść z utartych ścieżek, wylać trochę więcej potu. Szkoda, bo rok temu byli w finale Masters, mierzyli bardzo wysoko. Muszą potraktować to jako przestrogę.”