29. Puchar Narodów Afryki rozpoczyna się w sobotę w Johannesburgu. Egzotyczne zespoły, mało znani piłkarze, niespodzianki, nieprawdopodobne scenariusze, kolorowe i tańczące trybuny – to wszystko mistrzostwa Czarnego Kontynentu gwarantują. Wysoki poziom sportowy już niekoniecznie.
Kochamy ten turniej, bo jest tak inny od naszych, europejskich mistrzostw, naszej Ligi Mistrzów czy Ekstraklasy. U nas za oknami szaro, zimno, liga nie gra, a oni walczą, często w nieprzebytych upałach, w tak odległych i nieznanych miejscach jak Gwinea Równikowa, Angola czy Gabon.
Każdy Puchar Narodów Afryki to jakaś niespodzianka, a czasem nawet sensacja. W pierwszej kategorii mieści się zeszłoroczne zwycięstwo Zambii, drużyny, której siłę i pozycję na kontynencie można by przyrównać, stosując dość swobodną paralelę z europejskim podwórkiem, do Serbii czy Chorwacji. Sensacją natomiast musi być nieobecność w drugich kolejnych finałach największych potęg Afryki: siedmiokrotnych mistrzów Egipcjan oraz Kamerunu, który po Puchar sięgał czterokrotnie.
Kochamy PNA za egzotykę, którą w tegorocznym turnieju zapewnią nam choćby piłkarze Cabo Verde. Znacie jakiegoś zawodnika z ułożonego na kształt końskiej podkowy archipelagu 10 wysepek na Atlantyku? Nani, Gelson Fernandes, Henrik Larsson, Eliseu? Owszem, urodzili się na Wyspach Zielonego Przylądka (nota bene Kabowerdyjką była też prababcia Cristiano Ronaldo), ale kojarzymy ich z innymi reprezentacjami. Tymczasem jedyny debiutant tegorocznego Pucharu, a zarazem finalista reprezentujący najmniejszy kraj w historii afrykańskich mistrzostw, postawi się w sobotę 90-tysięcznej publiczności i drużynie RPA. Skoro Cabo Verde odprawiło z kwitkiem w eliminacjach wielki Kamerun, ma wszelkie szanse, by teraz utrzeć nosa gospodarzom.
Nie o Południowej Afryce i Wyspach Zielonego Przylądka mówi się jednak najwięcej w przededniu otwarcia kolejnego PNA. Największe zainteresowanie kibiców i mediów skierowane jest ku reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej – faworyta turnieju. Czy złote pokolenie ‚Słoni’ – Didier Drogba, Yaya i Kolo Toure, Didier Zokora, wspierane przez młodszych i bramkostrzelnych Lacinę Traore i Wilfrieda Bony’ego – przełamie ciążące na nim fatum finałowych porażek po karnych i sięgnie po wyczekiwany od dwóch dekad triumf?
Chętnych, by pokrzyżować szyki głównemu kandydatowi do złota nie brakuje: do mistrzostw wraca odmłodzona i silna Nigeria (John Obi Mikel, Victor Moses, Ikechukwu Uche, Emmanuel Emenike, Ogenyi Onazi), potencjału i talentu aż nadto ma Ghana, choć nie zagrają w niej bracia Ayew (Kwadwo Asamoah, Christian Atsu, Asamoah Gyan, Agyemang Badu), pod nieobecność Egiptu zawsze liczącą się Afrykę Północną reprezentować będzie druga w rankingu kontynentalnym Algieria z Sofiane Feghoulim, groźne Maroko z Younesem Belhandą, Mounirem El Hamdaouim i Oussamą Assaidim oraz Tunezja z reżyserem gry Youssefem Msaknim i najlepszym napastnikiem Issamem Jemaą.
Nie zapominajmy o brązowym medaliście ostatnich mistrzostw Mali (zagra Seydou Keita), broniącej tytułu Zambii i RPA. Gospodarze zrobią wszystko, aby nawiązać do sukcesu zespołu, który w 1996 roku w roli gospodarza zdobył Puchar i miał w składzie takie gwiazdy jak Lucas Radebe, Mark Fish, Mark Williams i Shaun Bartlett. Obecnie ‚Bafana Bafana’ po rezygnacji z gry w reprezentacji Stevena Pienaara wielkich indywidualności nie mają, ale kto wie. Trudno przejść obojętnie wobec faktu, że aż 11-krotnie Puchar Narodów Afryki padał łupem gospodarza.
Zwycięstwo czy przynajmniej medal zespołów takich jak Niger, Etiopia, Burkina Faso, Togo, Demokratyczna Republika Kongo bądź Angola należy raczej włożyć między bajki. Choć kto wie – Puchar Narodów Afryki to najmniej przewidywalne mistrzostwa, gdzie nawet prowadzenie 4-0 w 80 minucie nie gwarantuje zwycięstwa (w meczu otwarcia PNA 2010 Angola zremisowała z Mali 4-4, prowadząc czterema bramkami 10 minut przed końcem meczu).
Puchar Narodów Afryki welcome to. Afryka dzika dawno odkryta.
Tomasz Lach