Takie rzeczy to chyba tylko w Polsce. Podczas Puchar Kontynentalnego w Wiśle Polacy spisali się bardzo słabo, bo zapunktowało tylko dwóch naszych reprezentantów. Dzieło zniszczenia dopełnia fakt, że zawodnicy będący w trzydziestce to dwuboiści trenujący poza kadrą narodową!
Jest to kuriozum, ale zacznijmy od początku. Tomasz Pochwała, rok temu mieszczący się w czołowej trójce w kraju, pożegnał się ze szkoleniem centralnym i opuścił kadrę. Jego los podzielili Mateusz Wantulok i Andrzej Zarycki. PZN uznał, że to oni byli odpowiedzialni za złe wyniki. O dziwo, główny trener nie opuścił sztabu szkoleniowego. Jakub Michalczuk został zdegradowany na zaszczytne stanowisko asystenta. Na pewno pensja dobra, presja mniejsza, a odpowiedzialność spadnie na nowego szkoleniowca Jana Klimko. Żyć nie umierać.
Ośmioosobowa kadra trenowała więc pod okiem Jana Klimko. Pierwszymi poważnymi zawodami w tym sezonie był właśnie Puchar Kontynentalny w Wiśle (5-6 stycznia). Kilku podopiecznych Jana Klimko wyeliminowało się już przed zawodami. Adam Cieślar nie wystartował ze względu na ciągnące się problemy z kolanem. Komplikacje zdrowotne miał też Jakub Przybyła, a Michał Podżorski nie prezentował na tyle wysokiej formy, aby wystąpić. Polskę reprezentowało więc pięciu kadrowiczów (Paweł Słowiok, Szczepan Kupczak, Andrzej Gąsienica, Damian Urbaś i Wojciech Marusarz) oraz trzech pozakadrowiczów (Tomasz Pochwała, Mateusz Wantulok i Michał Pyclik).
Dzień przed zawodami byłem na wieczornym treningu skoków, który przełożono z rana. Zastaliśmy ciemną skocznię i oświetlony próg. Widać było ludzi odgarniających stary śnieg, ale nie wiadomo po co. Po kilku dniach zrozumieliśmy, że szykowano miejsce na telebim, który ustawiono na Puchar Świata w skokach… Czekaliśmy dalej licząc, że skoki odbędą się. Nic z tych rzeczy. Trening odwołano z powodu wiatru i deszczu. Tyle że stojąc tam ponad godzinę nie uświadczyliśmy wiatru. Deszcz owszem padał, ale nie był intensywny i system mrożenia torów powinien wszystko załatwić. Zastanawiam się więc czy komukolwiek zależało na rozegraniu tego treningu…
W sobotę miał odbyć się konkurs drużynowy. Okazało się jednak, że na obiekcie im. Adama Małysza rozegrano tylko dwie serie treningowe, bo roztopiły się trasy biegowe. Oczywiście z naturą się nie wygra. Tym samym skuteczność PZN w organizowaniu najważniejszych imprez w kombinacji norweskiej (PŚ, PŚ B, PK) spadła do 29%. Zaszczytna statystyka.
W niedzielę napadało tyle śniegu, że nie było wyjścia i zawody trzeba było rozegrać. Zwyciężył Francuz Geoffrey Lafarge (na zdjęciu) przed Norwegami Trulsem Johansenem i Ole Martinem Storlienem. Tomasz Pochwała po bardzo dobrym biegu (jednym z lepszych w karierze) zajął 19. miejsce. Mateusz Wantulok finiszował 27. i to wszystko jeśli chodzi o punkty Polaków. Andrzej Gąsienica, który złapał przeziębienie przed zawodami, nie wytrzymał dystansu i finiszował na 33. miejscu. Kupczak był 34. Reszta naszych zawodników nie zmieściła się w ’40′.
Cofnijmy się do 2011 roku, gdy z polskimi juniorami zaczynało dziać się coś niedobrego. Wówczas podczas pierwszego konkursu Puchar Kontynentalnego w Szczyrku Paweł Słowiok był 10., Andrzej Zarycki 11., a Adam Cieślar 15. Co więcej, gdyby nie żenujący błąd organizatorów i pomylenie liczby okrążeń (zawodnicy musieli biec 12,5 km), Słowiok i Cieślar byliby w ’10′, a Zarycki i Pochwała w okolicach piętnastego miejsca. Minęły dwa lata. Gdzie znajduje się teraz polska kombinacja? Wszyscy doskonale widzimy gdzie i wiemy z czyjej winy… Czy uda się to jeszcze uratować? Z takim podejściem na pewno nie.
Konrad Rakowski, skipol.pl