Po nagłym i niespodziewanym zejściu z trasy Justyny Kowalczyk podczas biegu łączonego w Soczi, w mediach zawrzało! Zrobiło się głośno, a norweskie doniesienia na temat przedwczesnej emerytury Polki rozpętały burzę.
Kilka Norweżek wybrało się do Seiser Alm, pozostałe postanowiły trenować u siebie, a co za tym idzie odpuścić próbę przedolimpijską w Soczi. Justyna Kowalczyk nie mając większego wyboru zjawiła się na trasach nieopodal Krasnej Polany i potrenowała na olimpijskich obiektach. Myślę, że idea była jak najbardziej słuszna, bo warto przekonać się na własnej skórze, co czeka specjalistów za rok. Niestety, brak kwalifikacji w sprincie i gwałtowne opuszczenie trasy biegu łączonego wywołały wiele kontrowersji. Kowalczyk swoją „dezercję” wpierw wytłumaczyła złym dobraniem nart. W La Clusaz Polka rywalizowała, a w zasadzie człapała na przygotowanych różnymi specyfikami biegówkach. W Rosji zaryzykowała i wybrała tak zwane „no-waxy”. Postawienie wszystkiego na jedną kartę nie zagwarantowało sukcesu. Za to ożywiło ludzi, którzy nie mając z tym sportem wiele wspólnego budzą się jedynie po klęsce. Reaktywacja miała miejsce także za granicami naszego kraju, nie gdzie indziej jak w Krainie Wikingów. Na prawdę może czas zainteresować się w pełni swoimi biegami? Wracając do powodów chwilowej absencji zawodniczki, niewątpliwie intensywność startów w Pucharze Świata także odgrywa tutaj jedną z głównych ról, bo w jaki inny sposób zrobić przetarcie przed zbliżającymi się mistrzostwami świata w Val di Fiemme.
Osobiście nie sądzę, aby kobieta, która znana jest ze swojej waleczności, niezwykłej determinacji, katorżniczej pracy, bez powodu odpuściła współzawodnictwo na trasie biegu. Zaznaczę, że miało to miejsce w stylu klasycznym, a więc priorytetowym kroku mistrzyni olimpijskiej na 30 km ze startu wspólnego. Pamiętajmy, że nikt nie jest pewniakiem do złota, bo w biegach zdarzyć się może naprawdę wszystko, o czym już wielokrotnie mieliśmy okazję się przekonać. Wychodzimy na ostatnią prostą do narciarskiego czempionatu, rywalizacja zapowiada się bardzo ciekawie. Po drodze ostatnim przystankiem będzie Davos, a tam zjawi się już więcej specjalistów narciarstwa biegowego…
Piotr Walkowiak