Swojego występu w mistrzostwach świata w Val di Fiemme doczekali się również specjaliści od kombinacji norweskiej. Zgotowali nam bardzo emocjonujące popołudnie.
Druga część dystansu 10 kilometrów pokonywana przez zimowych dwuboistów była wręcz fascynująca. Szczególnie od momentu, w którym Jason Lamy Chappuis z Bjoernem Kircheisenem i Akito Watabe do spółki dogonili czołową szóstkę z broniącym tytułu Erikiem Frenzelem na czele. Fachowcy twierdzili, że wszystkim szyki pokrzyżuje po dobrym skoku Magnus Moan. Jednak Norweg utwierdził większość w przekonaniu, że ostatnimi czasy biega chimerycznie, a narty ponoć znów nie były dobrze przygotowane. A to pech. Za to świetnie posmarowane biegówki posiadał Francuz Lamy Chappuis, który technicznie pokonał trasę wprost fenomenalnie. Wyczuł każdy błąd przeciwników i wykorzystał na swoją korzyść. Gdy w końcowej fazie biegu rywalizował z Kircheisenem, Frenzelem oraz wiekowym Mario Stecherem, po zakończeniu wybitnej wspinaczki, genialnie rozpoczął zjazd do stadionu. Frenzel popełnił ewidentny błąd. Na początku odcinka wiodącego w dół pozostawił lukę, którą wykorzystał Lamy Chappuis i prześliznął się na prowadzenie. Finisz w wykonaniu tej czwórki aspirował do miana godnego mistrzowskiej rywalizacji. Fantastyczna czwórka jak równy z równym do ostatniej kropli krwi toczyła zażarty bój o zwycięstwo. Lamy Chappuis okazał się najlepszy. Drugie miejsce po „ślizgu” wywalczył Mario Stecher, który nie tak dawno chciał zakończyć karierę po fatalnej kontuzji. Przypomnę, że Austriak do tej pory posiadał tylko jeden indywidualny krążek, także srebrny, który wywalczył w 1999 roku podczas mistrzostw świata w Ramsau. Brąz padł łupem doświadczonego Kircheisena. Ostatni medal indywidualny Niemiec zdobył w Libercu. Młody Frenzel tym razem musiał obejść się smakiem.
Niewątpliwie na pochwałę zasługuje występ Marjana Jelenki, który finiszował na siódmej pozycji. Słoweniec poczynił ogromny progres na trasie biegowej. Rozczarował nie tylko Moan, ale także Akito Watabe, który był dopiero dziewiąty. Po raz kolejny Todd Lodwick udowodnił, że jest w katastrofalnej formie. Przykro patrzeć jak kluczowa postać mistrzostw świata w Libercu błaźni się na arenach międzynarodowych. Chyba już czas przestać marzyć i przejść na sportową emeryturę, bo w tym momencie jest na drodze do syndromu Hautameakiego.
Czołowi bohaterowie konkursu już zapisali się na kartach historii. Nie tylko ze względu na wywalczone medale. Zawodnicy pokazali charakter, jaki chciałoby się widzieć na wszystkich sportowych arenach świata.
Piotr Walkowiak