Łatwość wygrywania Marit Bjoergen robi naprawdę wielkie wrażenie. W piątek w Kuusamo znów nie dała rywalkom szans, ty razem w sprincie. Aby pokonać Norweżkę, albo trzeba jej zamienić narty na dużo gorsze albo zedrzeć z nich smary, bo inaczej się nie da. Po ciemku widzę jak kot, a że piszę już wieczorem to nie widzę, kto na razie może pokonać Bjoergen, obojętnie na jakim dystansie i jakim stylem. Ona jest nie tylko niesłychanie mocna, ale także świetna technicznie i taktycznie. W sprincie ma to ogromne znaczenie.
Justyna Kowalczyk uzyskała wynik o niebo lepszy niż tydzień temu. Mógł być jeszcze lepszy, w finale, gdyby nie błąd, przepychanie się z rywalkami na podbiegu i jazda bez toru. Mimo to do Finki Lahteenmaeki, drugiej szczęśliwej przegranej w półfinałach, straciła najmniej jak można – jedną dziesiątą sekundy. Ale… w kwalifikacjach była najszybsza, w ćwierćfinale i półfinale już nie, choć o tym zadecydowały pewnie jej własne taktyczne błędy. Postęp jest i powinno być już tylko lepiej.
O pozostałej piątce naszych reprezentantów niewiele można napisać, nawet lokat nie chce się podawać, bo są zbyt wymowne. Co tam zresztą lokaty, gorzej byłoby z czasami, bo różnice świadczą, że nic nie drgnęło w porównaniu z poprzednim sezonem. Ciekaw jestem, na jakiej podstawie działacze PZN z prezesem Tajnerem mówią o wysokiej lokacie kobiecej sztafety. Czy mamy zamiar „kupić” Kikkan Randall i jedną z Rosjanek?