Nadszedł czas składania życzeń, więc od tego obowiązku nie jestem zwolniony. Pozwalam sobie zatem na złożenie jednego, dla siebie, ale przede wszystkim polskiemu sportowi, a przynajmniej jego większej części, aby kończący się rok był ostatnim w działalności pani minister Joanny Muchy i jej zapyziałego, pozbawionego nie tylko kompetencji, ale także zwykłego rozsądku, resortu. Jestem jednym z wielu, którzy mają absolutnie dość towarzystwa z narożnego gmachu Placu Teatralnego w Warszawie. Nie mam zamiaru przypominać w tym miejscu nonsensownych wypowiedzi i jeszcze gorszych poczynań, bo zajęłoby to zbyt wiele miejsca, więc odwołam się tylko do jednej z ostatnich decyzji, jakże bulwersującej.
Z niektórymi reprezentantami Polski najświeższego nadania mam tyle wspólnego ile z nielicznymi mieszkańcami Grenlandii. Owszem, zdarzyło mi się kilka razy przelatywać nad tą olbrzymią, skutą lodami wyspą, a sama myśl o lądowaniu mroziła mnie bardziej niż ewentualny 24-godzinny pobyt na jakimkolwiek tamtejszym lodowcu. Niestety, sportowcy, dla których wniosek o obywatelstwo ochoczo i gorąco popierał resort sportu, mają takie same odczucia na myśl o Polsce. Niestety, resort pani minister Muchy nie jest jednostronny w swych działaniach, nie wszystko popiera. Są więc wnioski sportowców, które ocenia wyjątkowo negatywnie, co gorsze takie, które mają pełne uzasadnienie, a argumentacja podwładnych pani minister jest po prostu szokująca.
Parę lat temu przyjechała do Polski, via Stany Zjednoczone, nigeryjska koszykarka i wylądowała na Kujawach. Nie było w tym nic dziwnego, bo od najemników, zwłaszcza w tej dyscyplinie, aż się roi. Jej losy potoczyły się jednak zupełnie inaczej niż np. takiego pana Logana, który polski paszport już dawno cisnął do kosza. W wysokiej dziewczynie zakochał się Polak, tak mocno, że wzięli ślub, choć pewne opory były, bo kolory skóry były różne. Małżeństwo okazało się udane, urodziło się im dziecko, a Nigeryjka mocno zakotwiczyła w rodzinie i w kraju. Naturalną koleją rzeczy uznała, że jest to jej miejsce na Ziemi, do którego trafiła po tułaczce po świecie i postanowiła zostać obywatelką kraju, z którym tak mocno związała się uczuciowo. Normalną drogą jest wniosek do kancelarii prezydenta, zaopiniowany przez środowisko, przede wszystkim resort sportu. Decyzja była negatywna, bo w papierach pani Charity Szczechowiak stało jak byk, że zagrała w reprezentacji Nigerii, więc polskiej reprezentacji się nie przyda!!!
Po pierwsze, jest to … - tu wykropkuję, działanie zaprzeczające elementarnemu poczuciu humanitaryzmu. Po drugie, brak fachowości urzędników resortu (nazwałem to delikatnie) ujawnił się przy tym w sposób totalny, bo przepisy sportowe, w tym olimpijskie, pozwalają na uniknięcie restrykcji w kwestii obywatelstwa w przypadkach zmiany stanu cywilnego. Żona czy mąż mogą pozostać przy swojej dawnej państwowości, mogą ją także zmienić. I takich przypadków w sporcie było wiele. Dla mnie jednak gorsze niż brak wiedzy jest to bezduszne podejście do sprawy tak ważnej dla ludzkich losów.
Na szczęście opinia ministerstwa pani Joanny Muchy nie jest wiążąca dla prezydenta RP. Mam więc nadzieje, że Bronisław Komorowski potraktuje ją tak jak na to zasługuje, czyli wrzuci do kosza i szybko przyzna Charity Szczechowiak to, o co się ubiega. Rodzinne szczęście będzie wówczas bezgraniczne. A czyż ono nie jest ważniejsze od ewentualnej gry w reprezentacji?