Już samo oczekiwanie na mecz Jastrzębskiego Węgla z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle utwierdziło mnie w przekonaniu, że żyjemy w zupełnie nowej siatkarskiej erze, a dawna zakończyła się wraz z siódmą porażką Skry w sezonie. Siódemka nie jest już tak szczęśliwa dla siedmiokrotnych mistrzów Polski. Tym bardziej, że oprócz porażki z Delectą 1:3, bolesna jest też starta Michała Winiarskiego, który skręcił staw skokowy i nie zagra w najbliższym meczu Ligi Mistrzów.
Choć niektórzy twierdzą, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, już teraz widać, że o powtórkę finału z zeszłego sezonu będzie bardzo trudno. Déjà vu z finału kibice mogą mieć natomiast już w ćwierćfinale – na tę chwilę tabela układa się w taki sposób, że Skra Bełchatów trafia w tej fazie na Asseco Resovię. Tymczasem hitowy mecz na szczycie „po nowemu” trochę rozczarował, był zdecydowanie za bardzo jednostronny. ZAKSA nie dała żadnych szans JSW wygrywając na wyjeździe 3:0, była drużyną dojrzalszą, pewną siebie i ekipą, która miała fantastycznie dysponowanego Jurija Gladyra. Charyzmatyczny Ukrainiec wprawdzie zdobył blokiem tylko 3 punkty, ale 2 z nich (które ustrzelił w pierwszym secie) ustawiły spotkanie i dodały ZAKSIE wiatru w żagle.
Niemądrze byłoby przekreślać szanse Skry na mistrzostwo już teraz, nierozsądnie byłoby odtrąbić już wielki sukces ZAKSY, ale zaryzykuję stwierdzenie, że powtórki finału z zeszłego roku mieć nie będziemy.
Tomasz Kowalczyk
Dziennikarz Radiowej Jedynki