- Nie wiedzieli, gdzie jest Polska. Mówili Polska to Moskwa, że Praga to też Polska. Podśmiewali się z nas – opowiada o swoich początkach w zawodowym peletonie Zenon Jaskuła, trzeci kolarz klasyfikacji generalnej Tour de France w 1993 roku.
Dzisiaj obecność Polaków na imprezach światowych nikogo nie dziwi. - Na pewno będzie mi miło, gdy pojawi się następca – dodaje srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w drużynowej jeździe na czas z Seulu (1988) w związku z dobrą postawą Michała Kwiatkowskiego najpierw w Giro, a teraz na pierwszych etapach Tour de France.
Marzenie spełniłoby się w pełni, gdybym wygrał
Sportowe Wywiady: Jak Pan wspomina po latach sukces w Tour de France? Spełnienie?
Zenon Jaskuła: – Jak byłem młodym chłopakiem to marzyłem, jak oglądałem wyścig zawodowców, albo jakieś pocztówki, żeby choć móc ich tylko gdzieś zobaczyć na żywo. Chociaż tyle. Myślę, że częściowo zrealizowałem swoje marzenie. Wystartowałem w legendarnym wyścigu, stanąłem na podium. Wygrałem 3 etapy, jeden pod górę, drugi – jazdę drużynową i ostatecznie w klasyfikacji generalnej Tour de France byłem trzeci. Na kilku etapach byłem też w pierwszej dziesiątce.
Czy po tym wyścigu, w którym udało się stanąć na podium były refleksje, że można było coś zrobić lepiej?
- Tak. Po czasówce nie byłem zadowolony. Sądzę, że ostatnią jazdę na czas mogłem pojechać lepiej. Nie wygrałbym, ale gdybym trochę lepiej pojechał byłbym drugi. Wygrał Rominger, ja byłem trzeci.
Dziś obecność Polaków w zawodowym peletonie nie dziwi. Przecieraliście szlak na początku lat dziewięćdziesiątych.
- To były inne czasy. Oni myśleli o Polsce zupełnie innymi kategoriami. Podśmiewali się z nas. Byliśmy dla pozostałych kolarzy trochę jak „ubodzy krewni”. Wysyłali nam przecież do Polski paczki i z tym nas kojarzono. W tamtym czasie komuna się kończyła, a Polska była szarą myszką. Oni nie mieli o niczym pojęcia. Nie wiedzieli, gdzie jest Polska. Mówili Polska to Moskwa, że Praga to też Polska.
Myślę, że częściowo zrealizowałem swoje marzenie – takie słowa padły w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Ale przecież trzecie miejsce w Tour de France to był i wciąż jest wielki wyczyn.
- No tak, ale marzenie spełniłoby się w pełni, gdybym wygrał. Na początku nie byłem zadowolony, choć, tak jak mówiłem, gdy miałem 15 – 16 lat to patrząc na zdjęcia myślałem wtedy, że wystarczy mi jeśli tylko wystartuję w tym wyścigu, kiedykolwiek. Ale później, jak już się było w Tour de France i się walczyło, to wiadomo, że apetyt rośnie. Myślę, że brakowało takiego przypieczętowania, rok później, czy dwa lata później brakowało przynajmniej powtórzenia tego wyniku.
Michał Kwiatkowski świetnie się spisał na Giro, a w Tour de France już na początku zaznaczył swoją obecność.
– Tak. Na pewno będzie mi bardzo miło, gdy pojawi się następca, który również stanie na podium klasyfikacji generalnej. Gdyby jeszcze udało się wygrać, to byłoby wielkie osiągnięcie. Może nie uda się wygrać 7 razy z rzędu, jak Armstrongowi. Wynik fenomenalny. Ale jak się niestety okazało, jechał nieczysto.
Sportowe Wywiady