Zapadł mi w pamięć osobliwy obrazek. Zaraz po rozegraniu punktu gwiazda kobiecego tenisa z dziwną miną na twarzy wykonuje ręką ruch typowy dla samochodowych wycieraczek. W pierwszej chwili można by sądzić, że coś się jej dzieje. Ponieważ jednak gest jest co chwila powtarzany, wszyscy wiedzą, że to taka swoista prośba o ręcznik. Podczas telewizyjnych relacji z Pekinu, gdzie Chinka Li Na występowała w roli gwiazdy, patrzyliśmy na tę scenkę w jej wykonaniu po wielokroć i raczej dość obojętnie. Mój spokój naruszył znajomy, który nie jest szczególnym fanem dyscypliny, ale po obejrzeniu transmisji zapytał bezceremonialnie, czemu pojedynki tenisowe zamieniły się dziś w ceremoniał łazienkowy.
Czy młodzi ludzie od podawania piłek, aby na pewno tym się przede wszystkim zajmują ? – spytał kolega z ironicznym uśmiechem na twarzy. Oglądając telewizyjne relacje faktycznie można uznać, że mamy na kortach raczej osoby od dostarczania ręcznika. Normą stały się wielkopańskie gesty grających. Gdy ręcznik szybko nie znajdzie się w polu widzenia tenisisty, albo nie ma go kto odebrać, poprawność zachowań gracza potrafi pęknąć niczym bańka mydlana. Dla kogoś z boku, takiego jak mój znajomy, musi być irytujące to wieczne pilnowanie, by na kort zabrać koniecznie coś do otarcia twarzy, a nie tylko rakietę. To jasne i zrozumiałe, że zmęczony zawodnik w trzeciej, albo czwartej godzinie gry, odczuwa potrzebę otarcia spoconej twarzy i rąk. Ale te same zabiegi, powtarzane maniakalnie już od pierwszej odbitej piłki, mogą doprowadzić do autentycznej złości kibica.
Oglądając relacje filmowe z pierwszych powojennych Wimbledonów odkryłem z wielkim zdumieniem, że podczas tamtych turniejów gracze odpoczywali w przerwie na stojąco. Nie było na korcie żadnych krzesełek, ławek czy foteli. Nie zauważyłem też charakterystycznego gestu, oznaczającego prośbę o ręcznik. W trakcie gema widoczny był trawiasty kort, własna rakieta, piłka i przeciwnik po drugiej stronie. Nie da się zaprzeczyć, że współczesny tenis jest o wiele bardziej wyczerpujący niż ten powojenny, a na korcie wylewa się o wiele więcej litrów potu. Znacznie trudniej ocenić, czy czasem w ułatwianiu życia grającym nie poszliśmy jednak trochę za daleko. Bo przecież to zdmuchiwanie pyłków spod stóp gwiazd, które zarabiają ciężkie miliony, może oznaczać zabójczą dla dyscypliny przesadę.
Podczas turnieju WTA w Linzu organizatorzy imprezy co jakiś czas wyświetlali na ekranie dość szokującą informację. Podawano telewidzom, że panie grają swój mecz od godziny, ale czystego tenisa, czyli wyłącznie odbijania piłki, było w tym czasie zaledwie pięć, albo sześć minut. Austriacy od kilku lat stosują tę swoją praktykę obliczania i wynika z ich danych, że tego na co czekamy na trybunach i przed telewizorami ubywa niestety systematycznie. Kilka lat temu to był jeszcze kwadrans, potem dziesięć minut, teraz i tego też nie ma. Coraz mniej czystego sportu, za to coraz więcej wycierania się ręcznikiem, przechadzania po korcie, poprawiania ubioru i wszelakich dziwnych zachowań. Słychać już o pierwszych działaniach, podejmowanych przez ITF w obronie przed niekorzystnymi dla tenisa zjawiskami, od nowego sezonu czeka nas ponoć rygorystyczne przestrzeganie czasu pomiędzy kolejnymi piłkami. Oby nie było za późno na akcję ratunkową.
Karol Stopa
Warszawa 15.10.2012