Wszystkie zespoły siatkarzy z PlusLigi mają wciąż spore szanse na wyjście z grup Ligi Mistrzów. W Lidze Mistrzyń jest mniej różowo. Może więc pora na polski lobbing w sprawie zmiany systemu gry w męskiej LM?
Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy kibice siatkówki nie byliby zadowoleni, gdyby tego grania na wysokim poziomie było więcej. Marek w Lidze Mistrzów nie brakuje, słowa „Trentino”, „Zenit Kazań” czy nawet „Friedrichshafen” potrafią w Polsce zapełnić hale. Czy LM siatkarzy nie zyskałaby, gdyby zamiast licznych (w tym sezonie siedmiu) grup po cztery zespoły, była jak w Eurolidze koszykarzy rywalizacja sześciu zespołów? 10 kolejek, 5 meczów u siebie, wszystkie emocjonujące i wszystkie przy pełnych halach w Rzeszowie, Łodzi czy Kędzierzynie (albo Jastrzębiu). A później dopiero morderczy play off.
Szkoda mi tych emocji, których nie ma, tygodni w listopadzie, grudniu czy styczniu, w których kibice siatkówki właściwie bez powodu odpoczywają od wielkich emocji. Patrząc na liczne mecze drużyn zagranicznych widać, że kibice we Francji, Niemczech, Rosji, Włoszech czy Turcji też nie obraziliby się na większą dawkę spotkań.
Polska mogłaby ostro lobbować za tym rozwiązaniem, bo kluby mamy nie tylko przyciągające kibiców, ale i coraz lepsze sportowo. W ostatnim tygodniu co prawda Asseco Resovia i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrały z włoskimi potentatami (odpowiednio Cuneo i Trentino), ale nie były to mecze jednostronne. Na wygrywanie z zespołami mającymi największe gwiazdy przyjdzie jeszcze być może czas w play-off. Najważniejsze dla polskiej siatkówki, by cała trójka (jest jeszcze PGE Skra Bełchatów) awansowała do dwunastki, która będzie walczyła o Final Four. Bełchatowianie sprawę mają już załatwioną. W czterech meczach, grając momentami supersiatkówkę, zdobyli 12 punktów, a z najgroźniejszymi rywalami już zagrali dwa razy. Teraz mieszają w składzie. Odszedł niewykorzystywany i nieszczęśliwy Kubańczyk Yosleyder Cala, przyszedł weteran rozgrywania Dante Boninfante. To zapewne nie koniec, bo przyjmujących brakuje, a trzech rozgrywających to nadmiar. Ciekawe czy naruszanie niepokonanego w LM składu nie zaszkodzi na dłuższą metę.
Kędzierzynianie będą musieli o awans powalczyć w bezpośrednim meczu z mistrzem Francji z Tours, a rzeszowianie z innymi Francuzami z Arago de Sete. To jednak dopiero w połowie grudnia, w ostatniej kolejce.
W żeńskich rozgrywkach polskie zespoły – także aż trzy w tym sezonie – zapewne o przedłużeniu rywalizacji nie marzą. Tu o zyskach z pełnych hal raczej mowy nie ma, a koszty liczniejszych podróży mogłyby się nie zwracać. Zresztą zanosi się na to, że żaden z polskich zespołów nie awansuje do play off. Szansę na cud mają jeszcze zawodniczki Banku BPS Fakro Muszyna, podczas gdy Tauron Dąbrowa Górnicza i Atom Trefl Sopot z jedną wygraną w czterech meczach są na straconej pozycji. Ale prawda jest też taka, że w innych grupach, przy korzystniejszym losowaniu, mogłoby być zupełnie inaczej. Na to jednak żaden lobbing raczej nie pomoże.
Adam Romański