Drugiego dnia mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Val di Fiemme rywalizowali nie tylko kombinatorzy norwescy. Swój występ miały także kobiety w skokach narciarskich. Działo się sporo! Emocje wielokrotnie sięgały zenitu!
Faworytki do złotego medalu były dwie: Japonka Sara Takanashi oraz Amerykanka Sarah Hendrickson (na zdjęciu). Prywatnie przyjaciółki, na skoczni wielkie, a zarazem godne siebie rywalki. Takanashi w tym sezonie praktycznie zwyciężała wszystko. Począwszy od zawodów Pucharu Świata, po mistrzostwo świata juniorek w Libercu. Zapewniła sobie już kryształową kulę za triumf w klasyfikacji generalnej. Jednak w kluczowej imprezie sezonu musiała ustąpić pierwszeństwa Amerykance, która do tej pory była numerem dwa. Skoczkinie rozegrały przepiękny bój o zwycięstwo w drugiej serii. Takanashi pofrunęła na odległość103 metrów. Natomiast kończąca zmagania nowa mistrzyni świata wyrównała odległość rywalki, ale uzyskała świetne noty za styl i to w dużej mierze przesądziło o zwycięstwie reprezentantki USA. Trzecie miejsce wywalczyła świetnie spisująca się ostatnio Austriaczka Jacqueline Seifriedsberger. Przebywająca pod skocznią, kontuzjowana w tym sezonie Daniela Iraschko była bardzo szczęśliwa z sukcesu młodszej rodaczki. Zwróciłbym uwagę na bardzo dobry występ powracającej Finki Julii Kykkaenen (10.) oraz – to zupełna niespodzianka – Rosjanki Iriny Awwakumowej (13.). Równy występ zaliczyła Chiara Hoelzl, rodaczka brązowej medalistki. Zawiodły mocne w tym sezonie Słowenki, ale usprawiedliwić ich postawę może fakt, że złapały infekcję wirusową.
Hendrickson wielokrotnie w tym sezonie była podłamana, szczególnie w Libercu, gdzie nie wywalczyła medalu. Mimo że Amerykanka nie obroniła Pucharu Świata, w tym momencie jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Teraz towarzyszą jej łzy radości. Po czterech latach tytuł mistrzowski powrócił do Stanów Zjednoczonych!
Piotr Walkowiak