Piłkarze ręczni Vive Targów Kielce trzecim zespołem Europy i świata. Podopieczni Bogdana Wenty pokonali w meczu o brązowy medal Ligi Mistrzów broniące tytułu THW Kiel 31:30 (19:12). Trofeum wzniósł HSV Hamburg z Marcinem Lijewskim w składzie. Niemiecki zespół wygrał z Barceloną 30:29.
- Europa to świat w piłce ręcznej, tego nie da się ukryć. Zespół Vive Targów na pewno będzie się liczył w przyszłym roku. Być może inni zaczną się „zbroić” jeszcze mocniej, ale z drugiej strony rynek bardzo dobrych piłkarzy ręcznych jest mocno ograniczony. Ci najlepsi są związani kontraktami i pozyskiwanie ich nie jest łatwe – mówi Filip Kliszczyk. – Jestem dumny z tego, że grałem w Vive, ale też jestem dumny z tego, że polska drużyna osiągnęła taki sukces, niewyobrażalny kilka lat temu – dodaje wielokrotny reprezentant Polski.
Sportowe Wywiady: Konsekwentna, wieloletnia praca zaowocowała.
Filip Kliszczyk: – Ogranie THW Kiel to historyczny wyczyn. Gdyby nie „gorące głowy” w półfinale, to mielibyśmy finał i pewność, że Polak wygra. Ale i tak się udało! – Szeryf mistrz! („Szeryf” – przydomek Marcina Lijewskiego, HSV Hamburg)
Gorące głowy?
- Niewymuszone błędy, rzuty z nieprzygotowanych pozycji, może trochę za szybko… Ale takie frycowe też bym chętnie chciał zapłacić w pierwszym występie Vive w historii Final Four Ligi Mistrzów. W półfinale mogło być inaczej, podobnie jak w meczu o trzecie miejsce – też mogło być inaczej. Wygrać z THW Kiel to jest coś. To nieczęsto się zdarza, zwłaszcza, że nie mówimy o meczu towarzyskim, tylko o meczu o stawkę trzeciego miejsca w Europie. Czyli tak jak napisaliście na Twitterze – na świecie. Europa to świat w piłce ręcznej, tego nie da się ukryć.
A może THW Kiel nie miało motywacji w meczu o trzecie miejsce. Celowali w obronę tytułu. Nie udało się i już im nie zależało.
- A czy wynik mówi, że im nie zależało? Nie zgadzam się. Wygrał po prostu lepszy i tyle. Gdyby im nie zależało, to mielibyśmy wynik końcowy inny. A tak była różnica jednej bramki. Vive stać teraz by ugryźć każdego. Chłopaki to właśnie udowodnili. To ukształtowana drużyna. Osiągnęli to, co mogli na dziś, a osiągnęli bardzo wiele. W półfinale nie wyszło, a w meczu o trzecie miejsce ograli THW Kiel. Gdybym powiedział parę miesięcy temu, że można ograć ten zespół, to ktoś mógłby pomyśleć, że jestem hura optymistą.
Czy możemy mieć nadzieję, że od tej pory nasza klubowa piłka ręczna będzie się regularnie liczyć na arenie międzynarodowej?
- Nadzieje możemy mieć zawsze, ale teraz ma ona znacznie większe podstawy. Po tym co się wydarzyło w Final Four zespół Vive Targów na pewno będzie się liczył w przyszłym roku. Przynajmniej tak mi się wydaje. Być może inni zaczną się „zbroić” jeszcze mocniej, ale z drugiej strony rynek bardzo dobrych piłkarzy ręcznych jest mocno ograniczony. Ci najlepsi są związani kontraktami i pozyskiwanie ich nie jest łatwe. Nie ma dużego wyboru.
Aż taki problem?
- Sądzę, że tak. Może są jacyś młodzi, których nie znam. Z drugiej strony okazało się przecież, że Marcin Lijewski, już nie młodzieniaszek, potrafił być filarem drużyny i potrafił z pomocą kolegów ograć THW Kiel. Potem, w finale z Barceloną, zwłaszcza w pierwszej połowie, wspaniale rozdawał piłki i był kluczowym zawodnikiem Hamburga. Doprowadził do tego, że Polak wygrał w piłce ręcznej. Wreszcie mu się udało. Wcześniej już grał w finale (dwukrotnie w barwach Flensburga – red.), ale przegrywał. Wielki sukces, a przecież już dawno wpisał się w historię naszej piłki ręcznej. Ma najwięcej występów w naszej reprezentacji, a w dodatku poziom, który wciąż reprezentuje, jest godny pozazdroszczenia.
Wracając do Vive – kogo należy wyróżnić, ktoś zachwycił szczególnie?
- Szczególnie zachwycił klub, czyli wszyscy, począwszy od Berta (Bertus Servaas, prezes Vive Targów – red.), poprzez cały sztab szkoleniowy, Bogdana (Wentę – red.) i zawodników. To wszystko składa się w jedną całość. To efekt właściwego planowania tych, którzy klubem rządzą. Rezultat jest taki, że na dzień dzisiejszy jesteśmy trzecim klubem na świecie. Jesteśmy… no właśnie, tak mówię, bo serce gdzieś zostało. Grałem tam kiedyś i sentyment pozostał.
Kieleccy kibice nie zawiedli i tłumnie zjawili się w Kolonii. Można chyba powiedzieć, że w tym sukcesie mieli swój udział.
- Gdyby nie kibice, to sport by nie istniał. Dla samej rywalizacji walka traci sens. Na wszelakich arenach sportowych ważni są kibice. Nie gra się dla siebie i dla czystej rywalizacji. W większości przypadków gra się dla kibiców, dla tych, którzy cię wspierają. Chłopaki grali dla kibiców, nie tylko tych, którzy za nimi wszędzie zawsze jeżdżą, ale grali dla całej Polski. Jestem dumny z tego, że grałem w Vive, ale też jestem dumny z tego, że polska drużyna osiągnęła taki sukces, niewyobrażalny kilka lat temu.
Sportowe Wywiady
fot. Vive Targi Kielce, Tomasz Fąfara