Polacy zagrają z Australią o awans do Grupy Światowej Pucharu Davisa. Mecz odbędzie się we wrześniu w naszym kraju. Polska zapewniła sobie grę o miejsce w elicie zwycięstwem nad RPA. W miniony weekend w Zielonej Górze biało-czerwoni wygrali 3:1. Najpierw zwyciężył Jerzy Janowicz. Drugi mecz singlowy Łukasz Kubot przegrał i był remis. Polacy odzyskali prowadzenie po sukcesie debla Mariusz Fyrstenberg – Marcin Matkowski. Ostatniego dnia Janowicz zapewnił tryumf i awans. Przy stanie 3:1, drugi pojedynek Kubota nie był rozgrywany.
Sportowe Wywiady: Polacy pokonali osłabioną reprezentację RPA 3:1. Zadanie zostało wykonane, ale nie było to gładkie zwycięstwo.
Karol Stopa, dziennikarz, komentator tenisa: Mecz z RPA był dosyć dziwnym zdarzeniem sportowym. Teoretycznie Polacy mieli na papierze gigantyczną przewagę i wydawało się, że wygrają bez problemów. Goście przyjechali bez trzech najlepszych zawodników, a czwarty na miejscu złamał rękę. Przy naszym w miarę wyrównanym składzie było to gigantyczne osłabienie. Jednak Polacy mieli kłopoty. Janowicz grał chory, nie w pełni dysponowany. Gdyby nie to, że dobrze rozumie obowiązki reprezentanta, pewnie by nie wystąpił. Widać było, że się meczy. Jego choroba położyła się cieniem na postawie całego zespołu. Wszyscy byli tym zaniepokojeni. Kubot zagrał nienajlepsze spotkanie. Rywal wyraźnie mu nie pasował. Kubot od początku grał źle, nerwowo, miał problemy z pachwiną i mięśniami. Było 1:1 i zrobiło się trochę nieswojo. Były obawy, że nasi debliści mogą zagrać gorzej, a tenisiści z RPA zawsze mieli lepsze wyniki deblowe niż singlowe. Fyrstenberg i Matkowski wygrali, ale mecz był trudny. Rywale grali przyzwoicie, a naszym szło ciężko. Po przegranym deblu, rywale ocenili, że mają już małe szanse. Dokonali zmiany i przeciwko Janowiczowi wystawili czwartego zawodnika. Janowicz czuł się jeszcze gorzej niż pierwszego dnia, ale znów zwyciężył. Zmagania z RPA wcale nie okazały się proste i łatwe. Nie brakowało dramaturgii.
Mecz decydujący o awansie do Grupy Światowej zagramy z Australią. Polaków stać na zwycięstwo z tak utytułowanymi rywalami?
- Z oceną szans lepiej się wstrzymać. Do września mamy prawie pół roku. W tenisie gra się z tygodnia na tydzień i wiele może się zdarzyć. Polsce i Australii może się wykruszyć drużyna z przyczyn losowych. W wypadku kontuzji, wycofań, Australijczycy mają więcej wartościowych zmienników niż my. Jednak w składach na dziś reprezentacje są porównywalne. Chociaż Australia ma wspaniałą historię i tradycję, nasza sytuacja wygląda dobrze. Po pierwsze – gramy u siebie. W efekcie – i to po drugie – będziemy mieli prawo wyboru nawierzchni. Pewnie będzie to hala i korty twarde. W końcu mecz odbędzie się krótko po US Open. Jeśli chodzi o siłę gry, mamy porównywalną drużynę. Nasz najlepszy zawodnik, czyli Janowicz pokonał najwyżej notowanego z Australijczyków Bernarda Tomicia w juniorskim US Open w 2007 roku. Na dziś szanse oceniam pół na pół.
Abstrahując od kwestii czysto sportowych, będzie to historyczne wydarzenie. Do naszego kraju przyjadą gwiazdy.
- Zdecydowanie tak. Poza spotkaniami Pucharu Davisa przed II Wojną Światową, nigdy nie graliśmy z drużyną tego formatu. Australia to jest marka. To tak jakby w piłce nożnej przyjechała do nas Brazylia. Kapitanem Australijczyków jest Pat Rafter, w kadrze jest Lleyton Hewitt. Będziemy świadkami wydarzenia, jakiego w polskim tenisie nigdy nie było. Tym bardziej trzeba wszystko dobrze przygotować. Należy wybrać obiekt na poziomie, z odpowiednio dużymi trybunami. Na pewno będzie spore zainteresowanie kibiców.
Rozmawiał Adam Dutlinger