Andy Murray zagra z Novakiem Djokoviciem w niedzielnym finale Australian Open. Serb broni tytułu. Szkot wygrał poprzedni turniej Wielkiego Szlema – US Open. W rozmowie dla Sportowych Wywiadów finał zapowiada Tomasz Tomaszewski. Komentator tenisa wróci również do występu w Melbourne Agnieszki Radwańskiej.
Kto w drodze do finału zrobił na Panu lepsze wrażenie: Djoković czy Murray?
- Obaj zrobili na mnie wspaniałe wrażenie. Djokovicia podziwiam za to, że po trudnym meczu ze Stanislasem Wawrinką potrafił znowu wejść na najwyższy poziom. Pokazał niezwykłą klasę w półfinale z Davidem Ferrerem, kiedy grał jak natchniony, nie popełniał błędów i wszystko mu wychodziło. Natomiast jeśli chodzi o Murraya, to już na początku turnieju czułem, że Szkot jest w wielkiej formie. Widać, że praca z Ivanem Lendlem przynosi owoce. Nie oglądałem całego spotkania z Rogerem Federerem, ale na podstawie tego co widziałem mogę powiedzieć, że poziom był bajeczny. I trochę ku mojemu zmartwieniu – ponieważ nie ukrywam, że Szwajcar jest moim ulubionym graczem – na finiszu świeższy okazał się Murray. Według mnie on i Djoković są zawodnikami, na których mecze czeka się tak, jak kiedyś na potyczki Federera z Nadalem.
Murray prezentuje się świetnie, ale pozostaje pytanie, czy na pewno dojrzał na tyle, aby wygrywać wielkoszlemowe turnieje i w najbliższym czasie wskoczyć na pierwsze miejsce. W kluczowych momentach meczu z Federerem widać było jeszcze „starego Andy’ego”.
- Wydaje mi się, że tak. Jeśli brać pod uwagę pierwszą trójkę plus Rafael Nadal, który cały czas jest w czołówce, to w ciągu ostatniego roku Murray zrobił z nich wszystkich największe postępy. W jego grze widać największy progres.
Jak duży wpływ na przebieg niedzielnej rywalizacji może mieć fakt, że podczas półfinału Djoković spędził na korcie półtorej godziny, a Murray cztery?
- Nie sądzę, aby to miało wielkie znaczenie. Obaj mają wystarczająco dużo czasu na odpoczynek i regenerację. Dla mnie finał jest otwarty, nie widzę faworyta. No, może z minimalnym wskazaniem na Djokovicia.
Serb może mieć przewagę psychiczną, bo w ostatnich latach w Melbourne gra świetnie i stanie przed szansą trzeciego z rzędu triumfu w Australian Open…
- On często powtarza w wywiadach, że lubi ten turniej i granie w Australii sprawia mu przyjemność. Zwłaszcza na Rod Laver Arena, gdzie czuje się jak w domu. A trzeba mieć na uwadze, że miejsce rozgrywania meczu też ma olbrzymie znaczenie.
Do tego w obu meczach między nimi w Melbourne górą był Nole.
- Tak, ale trzeba podkreślić, że Murray jest graczem, który rozwija się, notuje stały progres. Dlatego wydaje mi się, że zaszłości nie mają zbyt dużego znaczenia. Szkot zdobywając złoto na Igrzyskach w Londynie i zwyciężając w US Open dał sygnał, że może sięgać po kolejne tytuły.
O ile w męskim turnieju finałowa para nie stanowi zaskoczenia, o tyle u kobiet już tak. Kolejna wielka impreza i kolejny raz w półfinałach nie zobaczyliśmy kompletu zawodniczek z pierwszej czwórki. To świadczy o nie najwyższym poziomie?
- Wiem, że są takie opinie, a jako argumenty podaje się również zwycięstwa po 6:0 6:0 Marii Szarapowej czy Sereny Williams. Ale ja nie uważam, że obecnie poziom jest niższy niż kiedy grała Steffi Graf, Martina Navratilova czy Martina Hingis. Owszem, jest wiele niespodzianek, ale może właśnie dlatego kobiecy tenis jest ciekawy. Nie ma tej hierarchii, arystokracji jak u mężczyzn. Być może dlatego, że kobiety są bardziej nieprzewidywalne i to nie tylko na korcie, ale i w życiu.
Odpadnięcie Agnieszki Radwańskiej już w ćwierćfinale było dla Pana rozczarowaniem?
- Nie ukrywam, że tak. Spodziewałem się czegoś więcej, choć muszę podkreślić klasę Chinki Li Na. Kolejny raz pokazała, że w najważniejszych turniejach potrafi grać wspaniale. Już raz była w finale Australian Open – w 2011 roku. Do tego wygrała Roland Garros. Jest to tenisistka wybitna, która jednak dosyć późno osiągnęła szczyt. W meczu z Radwańską zagrała bardzo mądrze, nie bała się długich wymian i poszła na wymianę ciosów. Jej gra mogła się podobać, zwłaszcza w drugim secie, w którym dominowała.
Rozmawiał Marcin Michalewski