Zakończył się prestiżowy, a zarazem morderczy cykl Tour de Ski. Dla nas znów wyjątkowy z racji zwycięstwa Justyny Kowalczyk. Specjaliści narciarstwa biegowego odetchnęli z ulgą, że włoską Golgotę mają już za sobą.
W rywalizacji kobiet większej niespodzianki nie było. Kowalczyk po raz czwarty z rzędu wbiła polską flagę na szczycie Alpe Cermis i dała do zrozumienia wielu konkurentkom, że w tej specjalności jest niedościgniona. Therese Johaug robiła co mogła, ale po sporych stratach poniesionych w biegach techniką klasyczną, musiała zadowolić się drugim miejscem (czasowo była pierwsza). Norwegowie są załamani. Podwójna porażka siódmy raz z rzędu – kto by się spodziewał zważywszy na fakt, że przekaz słów kierowanych przed cyklem przez Wikingów był dość wyrazisty… Muszę przyznać, że reprezentantka Finlandii Krista Laehteenmaeki pokazała się z bardzo mocnej strony. Kibicuję tej dziewczynie i obserwuję ją od samego początku. Wykonała ogromny postęp i na Cermis wspinała się dzielnie. Jestem szalenie ciekaw, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby do pokonania miała jeszcze chociażby500 metrów. Podejrzewam, że trzecia Steira miałaby ogromne problemy z obronieniem pudła, a wtedy Norwegowie poczuliby się nieco urażeni.
Norwegowie ponieśli podwójną porażkę, ponieważ Petter Northug także nie podołał zadaniu. Northug, najbardziej kontrowersyjna postać narciarstwa biegowego, zainwestował sporo pieniędzy w swój udział w TdS. Wszystko miało zmierzać ku zwycięstwu, począwszy od słynnego „busa” Norwega, a skończywszy na jego zachowaniu i drwieniu z przeciwników. Czyżby zagrywka się nie udała? Na to wygląda. Czwarte miejsce dla buntownika to chyba najgorsza pozycja, jaką mógł sobie wymarzyć. Poza konającym na podbiegu Northugiem, walka o pozostałe miejsca na podium obfitowała w spore emocje. Szczególnie starcie Cologna-Wylegżanin o drugą pozycję, z którego zwycięsko wyszedł Szwajcar, trzykrotny triumfator TdS. Wygrał Rosjanin Aleksander Legkow, który tym razem nie spalił się psychicznie i pokazał, że potrafi walczyć z całych sił. Triumf Legkowa można uznać za swego rodzaju hołd złożony rodakom, którzy zginęli w niedawnym wypadku na Cermis.
Podczas siódmego cyklu Tour de Ski zawodnikom towarzyszyły łzy rozpaczy i radości, zaciekła rywalizacja oraz niestety przykre okoliczności. Zwycięzcą śmiało może czuć się każdy, kto ukończył wszystkie etapy. Proszę mi wierzyć, zmaganie się z takim dystansem i słynną ścianą wymaga nie tylko dobrej dyspozycji fizycznej, ale także psychicznej.
Piotr Walkowiak, skipol.pl