Miniony weekend był wolny od Pucharu Świata w kombinacji norweskiej. Początkowo planowano rozegrać zawody w Erzurum, ale Turcy miesiąc temu odwołali konkursy ze względu na problemy finansowe. Mogę więc napisać o jednym polskim i kombinacyjnym akcencie, jakim był start Stanisława Bieli w Pucharze Kontynentalnym w skokach.
Powrócę jednak jeszcze na chwilę do odwołanego Pucharu Świata w Erzurum. Otóż jest to bardzo dobra informacja dla Polaków, bo wreszcie ktoś skompromitował się tak jak my rok temu, kiedy to na początku stycznia odwołano Puchar Świata w Zakopanem. Niestety to już koniec pozytywnych wieści. Turcy mieli chociaż odwagę przyznać się, że nie mają pieniędzy. Po prostu stwierdzili, że ich na ten Puchar Świata nie stać ze względu na cięcia w budżecie. U nas zaś mówiło się o remoncie tras biegowych czy braku śniegu. Wymyślano coraz głupsze wymówki mające niewiele wspólnego z rzeczywistością. Po jakimś czasie prezes Tajner w końcu przyznał, że jedną z przyczyn był też brak pieniędzy na transmisję telewizyjną. TVP ku zaskoczeniu całego PZN-u nie chciała pokrywać kosztów produkcji sygnału telewizyjnego i wzajemnie próbowali obarczyć się tymi niemałymi kosztami. Efekt był taki, że Puchar Świata odwołano z przyczyn finansowych, wymyślano jakieś żenujące wymówki, a kilka miesięcy później liczono na to, że Zakopane dostanie mistrzostwa świata w narciarskie klasycznym… Teraz na szczęście mamy sprzymierzeńców w postaci Turków. U nich znajdziemy zrozumienie.
Wracam jednak do meritum weekendowych wydarzeń. Były kombinator norweski Stanisław Biela zdobył historyczne punkty Pucharu Kontynentalnego w skokach narciarskich. Jeszcze niecały rok temu zawodnik klubu UKS Sołtysianie Stare Bystre prezentował na skoczni poziom drugiej dziesiątki Pucharu Alpejskiego w kombinacji norweskiej. W kwietniu porzucił jednak dwubój zimowy i zrobił ogromny postęp na skoczni. Może nie wszyscy czytelnicy czują różnicę między kombinacyjnym Alpen Cup, a Pucharem Kontynentalnym w skokach. Żeby ją przybliżyć, napiszę, że niecały rok temu Biela potrafił przegrać na skoczni z Turkiem (!). Oczywiście to był wypadek przy pracy, ale mimo wszystko takie wydarzenie miało miejsce. Wystarczyło, że na pół roku oderwał się od fachmana Jakuba Michalczuka, a już jego poziom sportowy drastycznie wzrósł. W ciągu kilku miesięcy treningów z Robertem Mateją wskoczył do dziesiątki najlepszych skoczków w kraju, przynajmniej na samym początku sezonu. To chyba nie wymaga obszernego komentarza. Biela uciekł spod topora w ostatniej chwili i być może jeszcze o nim usłyszymy. Kibice dwuboju na pewno żałują, że nie podczas transmisji z kombinacji norweskiej…
Kwestię profesjonalnego podejścia Polskiego Związku Narciarskiego do kombinacji na tę chwilę chyba wyczerpałem. Jest to temat rzeka, więc natchnienie prędko mi się nie skończy. W światowej kombinacji norweskiej poza kolejną kontuzją Pittina nie działo się nic istotnego. Włoch po raz kolejny miał pecha. Tym razem podczas treningów w Ramsau złamał kość łokciową i promieniową lewej ręki. Pittin rozpoczyna więc wyścig z czasem, bo w żadnym wypadku nie chce odpuścić mistrzostw świata w Val di Fiemme. Ma powrócić do rywalizacji w połowie stycznia.
Konrad Rakowski, skipol.pl