W sobotę 25 maja Wembley skupi na sobie wzrok piłkarskiego świata. W finale Ligi Mistrzów zmierzą się Borussia Dortmund i Bayern Monachium. Oba zespoły walczyły ze sobą niedługo wcześniej w lidze – Borussia zremisowała u siebie z Bayernem 1:1. Jakub Błaszczykowski asystował przy bramce dla gospodarzy, zaś Robert Lewandowski nie wykorzystał rzutu karnego. Piszczek nie grał. Spotkanie z trybun dortmundzkiej areny oglądał Tomasz Lach, komentator Bundesligi na antenie Eurosportu 2. Oto jak je wspomina dla Sportowych Wywiadów.
Warto przypomnieć tamto wydarzenie – jest doskonałą zapowiedzią nadchodzącego finału Champions League.
Pełnokrwista bitwa
Nawet zjawiskowa „żółta ściana”, czyli dziesiątki tysięcy najbardziej zagorzałych kibiców Borussii, nie była w stanie zdeprymować Manuela Neuera, kiedy ten bronił rzut karny Roberta Lewandowskiego.
Były golkiper znienawidzonego w Dortmundzie Schalke był wygwizdywany przez cały mecz, przed rozpoczęciem 2. połowy ze słynnej północnej trybuny poleciały w jego stronę banany (ten niechlubny zwyczaj dobrze pamięta Oli Kahn, które wielokrotnie zbierał owoce we własnym polu karnym). A jednak Neuer nie pękł i ze zremisowanego niemieckiego „classico” to on i koledzy wynieśli więcej pozytywnego przed finałem Ligi Mistrzów na Wembley.
FCB nie przegrał od 23 kolejek ligowych, na stadionie jedynego w kraju rywala przetrwał pół godziny w osłabieniu. Co więcej, do momentu czerwonej kartki Rafinhi to Bayern lepiej budował akcje ofensywne i miał więcej bramkowych sytuacji. A przecież do klubowego autobusu zmierzającego do Westfalii nie wsiedli Lahm, Dante, Schweinsteiger, Robben i Ribery. Mandżukić i Martinez nie podnieśli się z ławki rezerwowych, a Mueller zagrał przez kwadrans. W meczu nieobecnych Borussia raczej nie miałaby szans, bo z sobotniego preludium finału Champions League „wyabsentowali” się tylko Goetze, Piszczek, Hummels, zaś Reus wszedł na 20 minut.
Mecz na Signal Iduna Park miał niezwykłą oprawę, wysoką temperaturę, a prawdziwe emocje eksplodowały po czerwonej kartce dla Rafinhi. Przy linii bocznej doszło do awantury, a trener Klopp i dyrektor sportowy Sammer omal nie skoczyli sobie do gardeł. Całe zajście jak szybko wybuchło, tak błyskawicznie wygasło, ale jak na spotkanie bez żadnej konkretnej stawki, to działo się bardzo dużo.
- Nasze mecze nigdy nie będą wyglądały jak mecze towarzyskie – stwierdza lapidarnie Juergen Klopp. Zniesmaczony nadmiarem złych emocji na i wokół boiska w Dortmundzie Franz Beckenbauer zaapelował na łamach prasy o spokój, większe poszanowanie dla przeciwnika i zachowanie, które nie nadwątliłoby reputacji piłki niemieckiej przed finałem Ligi Mistrzów, na który patrzył będzie cały świat. Wątpię, by ktokolwiek pamiętał o słowach „cesarza” 25 maja w Londynie.
Jeśli „classico” Bundesligi było pełnokrwistą bitwą, to finał na Wembley zapowiada się na wielką wojnę!
Tomasz Lach