Na liście zwycięzców konkursów o Puchar Świata widnieją cztery nazwiska polskich skoczków narciarskich. Dwa z zamierzchłych czasów tej rywalizacji, z pierwszej edycji, gdy wygrywali Piotr Fijas i Stanisław Bobak. Trzecim był oczywiście Adam Małysz, wicelider rankingu wszechczasów, a czwartym Kamil Stoch. Czy w rozpoczynającym się sezonie przybędzie piąte polskie nazwisko? Jeśli tak, to głównym kandydatem jest Maciej Kot, choć pamiętać trzeba, że zimowe konkursy to jednak nie to samo co letniego Grand Prix. W każdym na wieży staną wszyscy najlepsi, bo to przecież sezon mistrzostw świata i przedolimpijski.
Nie bardzo chce mi się wierzyć, że Anders Bardal będzie w stanie obronić zwycięstwo z poprzedniego sezonu. Stawiam na jednego z Austriaków lub Niemca Richarda Freitaga. On naprawdę może stać się następcą Martina Schmitta lub Svena Hannawalda. A może Simon Ammann po raz pierwszy zechce zdobyć wielką Kryształową Kulę.
Nie przypuszczam bowiem, by jak w poprzednim sezonie wybierał tylko niektóre starty. Z gry wypadli Finowie, sporą niewiadomą są Słoweńcy. Robert Kranjec zapowiada, że to jego przedostatni sezon, a młodzi ponoć okrzepli.
Drużynowo Austriacy nie powinni mieć kłopotów z obroną pozycji w Pucharze Narodów i w mistrzostwach świata. A kto za nimi? Może Niemcy, może Norwegowie, może Słoweńcy, ale nie można wykluczyć podopiecznych Łukasza Kruczka. Miejsce w szóstce każdego konkursu musi być obowiązkowe, a każda lokata na podium, zwłaszcza w mistrzostwach świata, będzie podziękowaniem za warunki jakie stworzono skoczkom w przygotowaniach.