Dając ten tytuł, wbrew pozorom wcale nie myślałem o tym, co zdarzyło się na murawie Stadionu Narodowego w miniony wtorkowy wieczór. Po odwołaniu meczu nastąpiło przerwanie tamy i wylała sie ogromna rzeka opinii, od totalnie bzdurnych ocen przez jako tako uzasadniane aż do naprawdę wyważonych. W tych pierwszych celowali, a jakże politycy, którzy nie po raz pierwszy ujawnili, że „znają” się na wszystkim, od praw fizyki poprzez hydrologię aż do wiedzy o wieczornych przemarszach żab. Pamiętając o tym, że dysponują równie rozległą wiedzą na temat prawa, budownictwa, górnictwa i medycyny, ich opinie można sobie darować.
Nie jest też, jak rąbie jak zwykle na odlew Jan Tomaszewski, że Stadion Narodowy to bubel. Jest ładny architektonicznie, dość funkcjonalny, ma dobre zaplecze. Nie ma za to szczęścia do ludzi zarówno do tych, którzy nadzorowali jego budowę jak tych, którzy teraz nim zawiadują. Prawdziwymi bublami są Narodowe Centrum Sportu i jego poprzednik dowodzony przez pana Kaplera. To właśnie ci wielokroć przepłacani nieudacznicy doprowadzili do wszystkich nieszczęść, jakie spotykają obiekt, który stał się nieodzowną częścią warszawskiej panoramy.
Największym nieszczęściem jest oczywiście wtorkowa wpadka. Kto jest jej głównym winowajcą? Oczywiście NCS, bo to jedyna instytucja, która władna jest aby zamknąć lub otworzyć dach. Jest w tym jedno ale… To jednocześnie wykonawca i decydent, ale w tym drugim przypadku nie jedyny. Głos mają delegat FIFA i nazwijmy to ogólnie PZPN. I tu mamy dwa nawzajem wykluczające się tropy, prowadzące do rzeczywistego sprawcy wpadki. Czy to Słoweniec zakazał zamknięcia dachu, bo mecz ma sie odbyć w takich warunkach jak trening i zlekceważył albo w ogóle nie zapoznał sie z prognozą pogody? A może to jednak ktoś ze związku uznał, że mokra, błotnista murawa będzie sprzyjać gorzej wyszkolonym naszym piłkarzom, niech więc leje, bo stojąca woda sprawi, że Anglicy będą mieli pod górkę? Jak znam życie tego nigdy do końca się nie dowiemy, chyba że ktoś się przyzna, w co mówiąc szczerze wątpię.
Niezależnie jednak, kto o zostawieniu gołego nieba nad boiskiem zadecydował to nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć, że pod murawą nie ma drenów!!! Nie mógł też wiedzieć, że gospodarz obiektu nie pomyślał nawet o ludziach, którzy mogli osuszać murawę, choć przy takim opadzie byłoby to trudne, o ile nie niemożliwe. A w obu tych przypadkach jest tylko jeden winny i jest nim Narodowe Centrum Sportu. Resztę niech czytający ten tekst dopiszą sobie sami…
Fot. „Sportowe Wywiady”