Znana i podziwiana na całym świecie polska gościnność z przytupem wkroczyła na ligowe boiska w 11. kolejce. Gospodarze rozsiedli się przy swoich stołach, a goście buszowali do woli i bawili się w najlepsze. Gdyby nie Maciej Korzym, ich szczęście byłoby pełne. Jak wiadomo, gospodarz gospodarzowi nierówny. Pokusiłem się więc o wyróżnienie tych z największym gestem.
7. Mariusz Przybylski. Padło na niego, bo dał się ubiec Szymonowi Pawłowskiemu przy pierwszym golu a jego faul na rzut wolny poprzedził drugiego. Choć odniosłem wrażenie, że Łukasz Skorupski w reprezentacyjnej formie zrobiłby więcej w pierwszym i zwłaszcza drugim przypadku.
6. Marko Simić. Ileż to razy wysłuchiwaliśmy lamentów naszych emigrantów piłkarskich wracających jak niepyszni do ojczyzny, że zagranicą, żeby grać trzeba być dwa razy lepszym niż tubylec. W Ekstraklasie oczywiście musi być na odwrót. Debiutant z Chorwacji była najsłabszy w słabym Bełchatowie.
5. Żelijko Dokić. Jego wybrałem według najprostszego kryterium. Z wszystkich zawodników Ruchu, którzy zagrali (za dużo powiedziane) z Lechią, to on alfabetycznie otwiera listę oskarżonych. Oglądając Niebieskich zęby bolały nawet tych, którzy dentysty nie unikają. Wierny kibic Wojciech Kuczok mógł złapać wenę na napisanie dramatu lub tragikomedii.
4. Dariusz Pietrasiak. Po powrocie do Ekstraklasy nie obudził się ciągle z koszmaru. W Bełchatowie źle, z Lechią bezmyślnie, w Lubinie nijako, z Polonią naiwnie. Wprawdzie sprokurowany przez niego rzut karny nie przesądził o porażce, ale wrażenie pozostawił fatalne.
3. Marcin Borski. On jak zwykle pod prąd. Kiedy 9 na 10 sędziów, ba – 99 na 100 przerwałoby grę na skutek faulu Vojo Ubiparipa na Milosu Dragojeviciu, to Widzew musiał trafić na wyjątkowego arbitra z Warszawy i mecz przegrać.
2. Waldemar Sobota. To nie była jego sobota, choć jej początki obiecujące. Później wyciągnął pomocne ramię do Piasta i nie zauważył człowieka w kasku. I było po herbacie, a właściwie po sobocie.
1. Marko Suler. Jak Wielki Szu zaszachował wszystkich: kolegów, trenera, kibiców. Wykonał numer nietuzinkowy, trudny do podrobienia i przewidzenia, bo uchylić się przed piłką, która leci wprost na głowę, to równie niewytłumaczalne, jak wygranie w pokera z parą dziewiątek.
Tomasz Lipiński
Canal+
poprzednia kolejka