Ech! W tym kraju (to taki popularny zamiennik wstydliwego w niektórych kręgach terminu Polska) to nawet popsuć wszystkiego się nie da. Tak było pięknie, to znaczy niezbyt pięknie, wręcz fatalnie, ale przynajmniej było wiadomo, czego się trzymać. A tu wyskoczył taki popsuj-zabawa Dawid Kubacki i narobił zamieszania!
Bo wszystko szło zgodnie z najgorszym możliwym scenariuszem: Polacy, po mizernych występach na skoczniach w Lillehammer, mogli w Kuusamo albo winy odkupić albo stoczyć się w piekielne czeluście kibicowskiej wzgardy i taplać się w kotłach wypełnionych żalem, lekceważeniem czy wręcz nienawiścią. Szybko okazało się, że drugi wariant jest znacznie bardziej realny – typowany przed sezonem na kandydata do miejsca na podium w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Kamil Stoch wprawdzie na treningu skoczył przyzwoicie, ale się wywrócił i potem w kwalifikacjach zderzył się z bulą. Dzień później była drużynówka i ten występ pewnie zapamiętamy długo, bo przegrać z rzadziutką jak kisiel w stołówce FWP Francją to wyczyn nie lada. Kazachowie czy Koreańczycy pewnie plują sobie do teraz w brodę, że nie pojechali skakać do Finlandii, bo mieliby sporą szansę na wyprzedzenie Polaków i zajęcie PRZEDostatniego miejsca w konkursie.
Wszystko układało się w logiczną całość („jest dramatycznie, nikt nie skacze, co się dzieje?!...”), a tu taki Kubacki pierwszy raz w karierze zdobywa punkty w konkursie indywidualnym zajmując 22. miejsce. Żeby było jasne, to nie jest wyczyn na miarę skoku Wojciecha Fortuny w Sapporo, ale Dawid postrzegany był przez licznych „fanów” jako skoczek, który może co najwyżej pokazać się latem, ale zimą w żadnym wypadku, bo nie umie, nie nadaje się i w ogóle dno. No i masz, jaka konfuzja… Wszyscy nasi mają problem z prędkością najazdu – Kubacki nie odstaje od zagranicznych rywali. Na progu Polacy kiepsko się wybijają – ten idzie w górę, aż miło. Szczęście, że w locie sporo traci, bo zupełnie nie byłoby się do czego przyczepić. Ale i tak problem – gdyby nie ten występ, teza o kompletnie zawalonych przygotowaniach, beznadziejnym trenerze i pozbawionych iskry zawodnikach sprawdzałaby się w stu procentach. A tak – problem…
Pozostaje zastanowić się, wzorem wiecznie żywego Włodzimierza Iljicza, „Co robić?”… Ano może jednak posłuchać przebijających się tu i ówdzie przez chór jojczących, rozsądnych wypowiedzi: „Brakuje treningów na śniegu. Trzeba trochę czasu poskakać w tych warunkach, to jest duża szansa na poprawę” (Jan Szturc). „Nie róbcie ze Stocha Małysza, tamto był Adam, to jest Kamil” (Anders Jacobsen). „Czasem, jak nie idzie, trzeba poprosić o pomoc kogoś z boku, to wskaże, co jest nie tak” (Adam Małysz). Ale pewnie, zwolnić Kruczka łatwiej – w końcu Smuda chyba jest wolny?
Igor Błachut, Eurosport
Inne zdanie ma dziennikarz portalu skipol.pl Emil Dudzik. Sprawdź!