„Powróciły wdzięczne na chwilę podczas ceremonii pożegnania. Wśród nich nad Powązkami zjawiła się również ostatnia latająca Wilga „Biało-Czerwona”, dokładnie taka, na jakiej zdobywał dla Polski medale. Nie mogło jej zabraknąć. Nie w takim momencie” – Marek Kachaniak (na zdjęciu z Wacławem Nyczem).
17 kwietnia 2013 roku Polska straciła asa przestworzy, Wacława Nycza. Zginął w Warszawie w wypadku samochodowym nieopodal lotniska. Dwa dni później obchodziłby swoje 59. urodziny.
Natychmiast we wszystkich mediach pojawiła się wzmianka o tragedii, a raczej gorący, chwytliwy news o śmiertelnym wypadku opatrzony galerią zdjęć rozbitego auta. Tymczasem często wśród fotografii brakowało najważniejszego zdjęcia, zdjęcia Wacława Nycza… To przykre, bo Nycz zrobił bardzo wiele dla polskiego lotnictwa.
- Sądzę, że niewielu pilotów zdecydowałoby się zrezygnować z latania w liniach na dużych samolotach i za „ duże pieniądze” na rzecz latania sportowego „dla idei”. Jednym z ważniejszych powodów zakończenia jego kariery sportowej był zbliżający się zmierzch „ery Wilgi”. Wacek i Wilga stanowili jedno - wspomina Kachaniak.
Wacław Nycz – pilot samolotowy, kapitan pilot PLL LOT S.A.
Wielokrotny indywidualny mistrz Polski w lataniu precyzyjnym (1980, 1982, 1987, 1988), medalista mistrzostw świata i Europy, w tym trzykrotny mistrz świata (1985, 1987, 1992) oraz dwukrotny mistrz Europy (1988, 1991). Wielokrotny drużynowy Mistrz Świata i Europy. Wychowanek, a następnie instruktor Aeroklubu Rzeszowskiego. W początkach kariery trenował pod okiem wybitnego trenera kadry Zdzisława Dudzika oraz instruktorów Jana Barana i Witolda Świadka.
„Wacław Nycz był wspaniałym człowiekiem, znakomitym pilotem sportowym i komunikacyjnym w PLL LOT. Skąpe informacje w mediach publikowane po tragicznym w skutkach wypadku nie oddały w pełni wielkiej indywidualności Wacława. Nie ma wątpliwości, że jest postacią zasługującą na szczególną pamięć w naszych sercach.
Kiedy go poznałam był już utytułowanym pilotem. Pomimo bogatych doświadczeń i szeregu lat spędzonych w lotnictwie wciąż emanowała z niego potężna pasja latania. To było niezwykłe i jednocześnie czyniło z niego doskonałego popularyzatora sportów lotniczych. Z łatwością zjednywał sympatię innych. O lataniu potrafił opowiadać godzinami i w uroczy sposób. Zarażał lotnictwem. Posiadał charyzmę, jego twarz nie rozstawała się z uśmiechem. Był przyjacielski w kontaktach zarówno z kolegami i koleżankami, jak i współpracownikami. Trudno pogodzić się z myślą, że odszedł. To wielka strata dla całej społeczności lotniczej. Cześć Jego pamięci.”
Lidka Kosk
Był moim Przyjacielem – wspomnienie Marka Kachaniaka
Z Wacławem Nyczem poznaliśmy się w 1977 roku. Miałem 16 lat kiedy zapisywałem się do Aeroklubu Rzeszowskiego. Wacek miał wówczas 23 lata, o 7 więcej ode mnie, i był świetnie zapowiadającym się zawodnikiem. Nie latał wtedy na szybowcach. Całą swoją energię poświęcał na latanie rajdowe i precyzyjne. Jego wspaniała seria tryumfów rozpoczęła się od zwycięstwa w Mistrzostwach Polski Juniorów w Lataniu Rajdowo-Nawigacyjnym.
W Aeroklubie Rzeszowskim latanie precyzyjne i rajdowo – nawigacyjne stało w tamtym czasie na najwyższym światowym poziomie. Oprócz Wacka latali jeszcze Witold Świadek i Janek Baran, którzy byli członkami kadry narodowej, ale to Wacek posiadał wyjątkowy dar skupiania wokół siebie młodzieży. W krótkim czasie stał się liderem, który stworzył bardzo silną grupę zawodników latających rajdowo i precyzyjnie. Dzięki jego osobie w mistrzostwach Polski startowało siedem załóg z Rzeszowa, a w następnych latach na 15 członków reprezentacji Polski aż siedmiu było z Rzeszowa.
Wacław Nycz był doskonałym akrobatą samolotowym. Wraz z Krzyśkiem Wyskielem stworzył najlepszą załogę w lataniu rajdowo – nawigacyjnym w Polsce. Od niego uczyłem się i akrobacji i latania precyzyjnego i rajdowego. Wyszkolił wielu medalistów mistrzostw Polski juniorów, którzy później stawali na podium seniorskich zawodów. Sam dawał doskonały przykład. Jego zwycięstwa w Mistrzostwach Świata zawsze były dla nas powodem do wielkiej radości. Wszyscy z dumą identyfikowaliśmy się z Aeroklubem Rzeszowskim i naszym Wackiem Nyczem.
Od 1985 roku startowałem z Wackiem we wszystkich zawodach rozgrywanych w Polsce. Reprezentowaliśmy również nasz kraj poza granicami do 1996 roku, kiedy postanowił zakończyć karierę. Byliśmy wtedy z kadrą na Mistrzostwach Świata w Teksasie, w USA. Był w doskonałej formie i jako świetny zawodnik z pewnością mógł jeszcze odnosić sukcesy przez kolejne lata, a jednak usłyszałem od niego, że to ostatnie zawody.
Decyzja wiązała się z chęcią realizacji przez Wacka planów zawodowych, a raczej marzeń. Zawsze w trakcie rozmów wspominał o lataniu w liniach lotniczych. Osiągnięcie celu opóźnił o kilkanaście lat, ponieważ nie potrafił się oprzeć lataniu sportowemu i pragnieniu szkolenia młodzieży. Sądzę, że niewielu pilotów zdecydowałoby się zrezygnować z latania w liniach na dużych samolotach i za „ duże pieniądze” na rzecz latania sportowego „dla idei”.
Życie uszczupla nam grono przyjaciół. Odejście Wacka przypomina również o wcześniejszych smutnych chwilach w życiu naszego Aeroklubu. Śmierć Janka Barana podczas Mistrzostw Europy, Krzyśka Wyskiela podczas Mistrzostw Świata, a następnie Witka Świadka, pozbawiła nasze środowisko wspaniałych pilotów, wspaniałych ludzi. Wielokrotnie rozmawialiśmy o każdym z kolegów, którzy odeszli, wspominaliśmy ich ze łzami w oczach.
Zastanawiając się wiele razy nad tym, dlaczego Wacek tak wcześnie zakończył karierę zawodniczą, nabrałem przekonania, że jednym z ważniejszych powodów był zbliżający się zmierzch „ery Wilgi”. Wacek i Wilga stanowili jedno. On po prostu kochał ten samolot i na nim odnosił największe sukcesy.
Wacek odszedł, a razem z nim odeszły i Wilgi…
Powróciły wdzięczne na chwilę podczas ceremonii pożegnania. Wśród nich nad Powązkami zjawiła się również ostatnia latająca Wilga „Biało-Czerwona”, dokładnie taka, na jakiej zdobywał dla Polski medale. Nie mogło jej zabraknąć. Nie w takim momencie…
Marek Kachaniak
Sportowe Wywiady